Trzydziesty pierwszy sierpień tysiąc dziewięćset
siedemdziesiąty piąty rok.
O boże. Znalazłam ten pamiętnik po kilku latach. Czytałam to o w nim zapisywałam jako mała dziewczynka. W sumie mnie to bawi. Moje obawy przed magią? Śmiechu warte. Nareszcie wiem dokąd pasuję. Ach. I tyle się pozmieniało. Jest.. inaczej. Niż wtedy. Cóż ja wypisywałam o Czarnej? A tak. O Dorcas. Że się nie polubimy. Zabawnie. Po za tym, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami to się nie lubimy. Rzeczywiście. Vera? Bezkonfliktowa, ucisza nas. Mój charakter i temperament Czarnej znaczy się. Bywa głośno. One z Mary się przyjaźnią. Tak bardzo. Tzn my we 4 jesteśmy przyjaciółkami. Ale nie aż tak. Ja i Dorcas swoje, Vera i Mary swoje. Ale się uzupełniamy. Jak puzzle. Jak Huncwoci. Znaczy : Remus, Syriusz, Peter i … Potter. Przebrzydły łajdak. Casanova od siedmiu boleści. Męska dziwka, jak go Dor określa jak się złości. Wywijają żarty. Wszystkim. Remus trochę mniej. No w końcu prefekt. Ta.. ja też. O dziwo. Co by o mnie : lubuję w Eliksirach (od czegoś mam Seva) i w zaklęciach całkiem nieźle sobie radzę (kiedyś pomagał mi Jasper.. bolesne wspomnienia powracają). Bolesne, bolesne. Chciało się nam zakochać w trzeciej klasie. Taka miłość dzieciaków. Spacerki po błoniach, całusy w policzek i chodzenie za rączkę. Trwało to jakieś pięć miesięcy. A potem.. przyczepiła się ta idiotka. Narcyza czy jak jej tam było. Tleniona blondi. Ślizgońska żmija, nie obrażając Seva jako Ślizgona. Zaczęła mi dokuczać, prosić Jaspera o pomoc, bo „on jest taki inteligentny”. W końcu Krukon, to jaki ma być. Jakby nie widziała, że Malfoy latał za nią odkąd tu tylko przyszła. To nie - musiała obłapić mojego przyjaciela. Boże. Mojego chłopaka. Zabawnie. Nawet się nie przyjaźnimy. Po tym jak zobaczyłam ich w schowku jak się całowali. Jak był ze mną. Serca mi nie złamał, ale wyzywałam go na czym świat stoi. Od ciot, debili, kretynów na męskiej prostytutce kończąc. A ją od szmat. Tak. O to ja. Niewychowana, kłótliwa, złośliwa i „czarująca” Ruda. z Petunią się nie znosimy. Ciekawe są kłótnie w domu. Ale wystarczy wyciągnąć różdżkę i wymamrotać „abra kadabra, smenty rymentny niech zamiast włosów ci wyrośnie szczur wstrętny” i ucieka. Idiotka. Ale nadal siostra. Niestety. Co by tam. Grace. Jest wspaniała. Jak zawsze niezastąpiona. Rozumie mnie i troszczy się. No i toleruje. Bo to ciężko bywa. Sama jest niemal idealna. Pełna empatii, luzu, serdeczności i ciepła. Nie kłótliwa. Bystra, zabawna i taka niewinna. Altruistka. I zupełnie niemagiczna. Chociaż uwielbia o magii słuchać. I o dziwo znalazła wspólny język z Dori. Właśnie siedzą na balkonie. A mi się pisać zachciało. Tak. Jesteśmy u dziadków Dorcas. Przemili ludzie. Jej babcia robi wspaniałą tartę z wiśniami i cynamonem. I jest świetną czarodziejką. Uczyła mnie zaklęć kobiecych. Mnie i Dori. Znaczy jak zakręcić włosy, pozbyć się siniaków i inne takie. Przydatne. Pracuje w ministerstwie. Jako Niewymowna. Więc nie wiem co robi. Tylko, że w Departamencie Tajemnic. I już wiem kto to Auror. Czarodziej walczący z czarną magią. Taa.. to teraz przydatne. Po tym jak Sam-Wiesz-Kto.. jak Voldemort walczy o władzę. Nie będę się bać tego imienia. Dumbledore powtarza, że strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą. Nie będę się bać mordercy, który najchętniej wymordowałby mi całą rodzinę. Bo to mugole.
Jutro wracam do domu. Do Hogwartu. Do mojego łóżka z czterema kolumienkami. Gdzie dla nikogo nie jestem „dziwolągiem” czy ”odmieńcem”. Gdzie się mogę uczyć magii. Uwielbiam to. Zaczynam piąty rok. Więc w czerwcu czekają mnie SUMY. I zamierzam je zdać. Nie byle jak. Na Wybitne. Ewentualnie Powyżej Oczekiwań z Historii Magii mnie zadowoli. Profesor Binns nuży. Opowiada o ciekawych rzeczach. Ale nie ciekawie. Za to Slughorn. U niego błyszczę. U niego i wszystkich innych. Hm.. czego się uczę. Zielarstwa, transmutacji, eliksirów, historii magii obrony przed czarną magią, numerologii, starożytnych run, astronomii, opieki nad magicznymi stworzeniami i mugoloznastwa. To ostatnie wybrałam z ciekawości. Poznać mugoli od strony czarodziei. Czasem bywa zabawnie. Ale zwykle się nudzę. Ostatnie lata spędzałam świetnie. Z Severusem zobaczę się jutro. Nawet Dorcas się do niego przekonała. Ale nie Potter i Black. Mdli mnie. Spotkałam ich w pociągu w klasie pierwszej. Do mnie nic nie mają. Ale Severusa dręczą. Nie wiem czemu. znaczy się, kiedyś usłyszałam, że gardzą Czarną Magią a rzekomo on się nią fascynuje. Coś w tym jest. Nie lubię jego „przyjaciół” ze Slytherinu. Są tacy.. mroczni. Ale on. Jest dobry. Pełen empatii i zrozumienia. Lubimy się. Od kilku lat przyczepiła się do niego Nettie. Nie znosimy się. ale ona zawsze stoi za Severusem murem. Czy on naprawdę nie widzi, że ona się nim interesuje? Byli by ładna para.
O boże. Znalazłam ten pamiętnik po kilku latach. Czytałam to o w nim zapisywałam jako mała dziewczynka. W sumie mnie to bawi. Moje obawy przed magią? Śmiechu warte. Nareszcie wiem dokąd pasuję. Ach. I tyle się pozmieniało. Jest.. inaczej. Niż wtedy. Cóż ja wypisywałam o Czarnej? A tak. O Dorcas. Że się nie polubimy. Zabawnie. Po za tym, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami to się nie lubimy. Rzeczywiście. Vera? Bezkonfliktowa, ucisza nas. Mój charakter i temperament Czarnej znaczy się. Bywa głośno. One z Mary się przyjaźnią. Tak bardzo. Tzn my we 4 jesteśmy przyjaciółkami. Ale nie aż tak. Ja i Dorcas swoje, Vera i Mary swoje. Ale się uzupełniamy. Jak puzzle. Jak Huncwoci. Znaczy : Remus, Syriusz, Peter i … Potter. Przebrzydły łajdak. Casanova od siedmiu boleści. Męska dziwka, jak go Dor określa jak się złości. Wywijają żarty. Wszystkim. Remus trochę mniej. No w końcu prefekt. Ta.. ja też. O dziwo. Co by o mnie : lubuję w Eliksirach (od czegoś mam Seva) i w zaklęciach całkiem nieźle sobie radzę (kiedyś pomagał mi Jasper.. bolesne wspomnienia powracają). Bolesne, bolesne. Chciało się nam zakochać w trzeciej klasie. Taka miłość dzieciaków. Spacerki po błoniach, całusy w policzek i chodzenie za rączkę. Trwało to jakieś pięć miesięcy. A potem.. przyczepiła się ta idiotka. Narcyza czy jak jej tam było. Tleniona blondi. Ślizgońska żmija, nie obrażając Seva jako Ślizgona. Zaczęła mi dokuczać, prosić Jaspera o pomoc, bo „on jest taki inteligentny”. W końcu Krukon, to jaki ma być. Jakby nie widziała, że Malfoy latał za nią odkąd tu tylko przyszła. To nie - musiała obłapić mojego przyjaciela. Boże. Mojego chłopaka. Zabawnie. Nawet się nie przyjaźnimy. Po tym jak zobaczyłam ich w schowku jak się całowali. Jak był ze mną. Serca mi nie złamał, ale wyzywałam go na czym świat stoi. Od ciot, debili, kretynów na męskiej prostytutce kończąc. A ją od szmat. Tak. O to ja. Niewychowana, kłótliwa, złośliwa i „czarująca” Ruda. z Petunią się nie znosimy. Ciekawe są kłótnie w domu. Ale wystarczy wyciągnąć różdżkę i wymamrotać „abra kadabra, smenty rymentny niech zamiast włosów ci wyrośnie szczur wstrętny” i ucieka. Idiotka. Ale nadal siostra. Niestety. Co by tam. Grace. Jest wspaniała. Jak zawsze niezastąpiona. Rozumie mnie i troszczy się. No i toleruje. Bo to ciężko bywa. Sama jest niemal idealna. Pełna empatii, luzu, serdeczności i ciepła. Nie kłótliwa. Bystra, zabawna i taka niewinna. Altruistka. I zupełnie niemagiczna. Chociaż uwielbia o magii słuchać. I o dziwo znalazła wspólny język z Dori. Właśnie siedzą na balkonie. A mi się pisać zachciało. Tak. Jesteśmy u dziadków Dorcas. Przemili ludzie. Jej babcia robi wspaniałą tartę z wiśniami i cynamonem. I jest świetną czarodziejką. Uczyła mnie zaklęć kobiecych. Mnie i Dori. Znaczy jak zakręcić włosy, pozbyć się siniaków i inne takie. Przydatne. Pracuje w ministerstwie. Jako Niewymowna. Więc nie wiem co robi. Tylko, że w Departamencie Tajemnic. I już wiem kto to Auror. Czarodziej walczący z czarną magią. Taa.. to teraz przydatne. Po tym jak Sam-Wiesz-Kto.. jak Voldemort walczy o władzę. Nie będę się bać tego imienia. Dumbledore powtarza, że strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą. Nie będę się bać mordercy, który najchętniej wymordowałby mi całą rodzinę. Bo to mugole.
Jutro wracam do domu. Do Hogwartu. Do mojego łóżka z czterema kolumienkami. Gdzie dla nikogo nie jestem „dziwolągiem” czy ”odmieńcem”. Gdzie się mogę uczyć magii. Uwielbiam to. Zaczynam piąty rok. Więc w czerwcu czekają mnie SUMY. I zamierzam je zdać. Nie byle jak. Na Wybitne. Ewentualnie Powyżej Oczekiwań z Historii Magii mnie zadowoli. Profesor Binns nuży. Opowiada o ciekawych rzeczach. Ale nie ciekawie. Za to Slughorn. U niego błyszczę. U niego i wszystkich innych. Hm.. czego się uczę. Zielarstwa, transmutacji, eliksirów, historii magii obrony przed czarną magią, numerologii, starożytnych run, astronomii, opieki nad magicznymi stworzeniami i mugoloznastwa. To ostatnie wybrałam z ciekawości. Poznać mugoli od strony czarodziei. Czasem bywa zabawnie. Ale zwykle się nudzę. Ostatnie lata spędzałam świetnie. Z Severusem zobaczę się jutro. Nawet Dorcas się do niego przekonała. Ale nie Potter i Black. Mdli mnie. Spotkałam ich w pociągu w klasie pierwszej. Do mnie nic nie mają. Ale Severusa dręczą. Nie wiem czemu. znaczy się, kiedyś usłyszałam, że gardzą Czarną Magią a rzekomo on się nią fascynuje. Coś w tym jest. Nie lubię jego „przyjaciół” ze Slytherinu. Są tacy.. mroczni. Ale on. Jest dobry. Pełen empatii i zrozumienia. Lubimy się. Od kilku lat przyczepiła się do niego Nettie. Nie znosimy się. ale ona zawsze stoi za Severusem murem. Czy on naprawdę nie widzi, że ona się nim interesuje? Byli by ładna para.
- Rudaaa – słyszę krzyk z dołu – chodź tu.
Niechętnie ruszyłam się z dachu. Zachód słońca sobie oglądałam. jeden skok i jestem na ziemi. Tylko 3 piętra. Ale już mam w tym wprawę.
-Jezus Maria! – krzyknęła starsza pani Meadowes. – Czy ty mnie dziecko o zawał chcesz przyprawić. Jeszcze raz z dachu skoczysz to zobaczysz – pogroziła mi różdżką.
Uśmiechnęłam się przepraszająco i już kulturalniej po schodach weszłam na taras.
Niechętnie ruszyłam się z dachu. Zachód słońca sobie oglądałam. jeden skok i jestem na ziemi. Tylko 3 piętra. Ale już mam w tym wprawę.
-Jezus Maria! – krzyknęła starsza pani Meadowes. – Czy ty mnie dziecko o zawał chcesz przyprawić. Jeszcze raz z dachu skoczysz to zobaczysz – pogroziła mi różdżką.
Uśmiechnęłam się przepraszająco i już kulturalniej po schodach weszłam na taras.
- Co Ty tam tyle bazgrasz w tym zeszycie? –
zapytała Czarna – Już myślałam, że cię porwał jakiś śmierciożerca czy co. Pokaż
to. No już dawaj.
Wyrwała mi zeszyt i zaczęła czytać początek
- Co to bajka dla dzieci ? – zapytała –DO STU HIPOGRYFÓW, EVANS CZY TY PISZESZ PAMIĘTNIK?!?!?!
Przytaknęłam na co tamta zaczęła się śmiać. Wstała i głośno zaczęła czytać.
- „Tuniu, na dole jest profesor Dumbledore..” o jak słodko o niej mówisz.. aż się porzygam normalnie. „ A rodzice chyba nie puszczą mnie do szkoły. Nie musisz się na mnie złościć.” No Ruda racja, nie puścili Cię. A ona wcale się nie złości.
- Oddawaj!
- Nie złoszczę” och ach.. jakie to słodkie. „podeszła do mnie i przytuliła mnie tak jak dawniej” Ej! To ona umie tulić?? Petunia UMIE BYĆ MIŁA!?!?!?
- Czarna daruj sobie. I oddawaj!
- NIE
-Tak.
-NIE
- Proszę Pani, a Dorcas mi zabrała zeszyt – krzyknęłam tak jak gdy miałyśmy po jedenaście lat.
- Żmija – warknęła Czarna i rzuciła mi mój pamiętnik.
Zza domu wyszedł jej dziadek i patrzył na nas. Rzuciłam się na Dori i zaczęłyśmy się łaskotać, śmiejąc jak wariatki. Jak zwykle. U Świętego Munga niestety nie ma już dla nas miejsc, jak to kiedyś określiła profesor Sprout.
- Ajajaj dzieci, dzieci. Nie szkoda wam takiej pięknej podłogi, że aż się po niej tarzacie? – zabrał kawałek ciasta leżący na stole – Babci ani słowa. – Mrugnął okiem i zniknął za domem chichocząc.
Nagle na tle lasu, obok którego postawiony był dom dziadków Dorcas zmaterializowały się dwie postacie. Natychmiast wyciągnęłyśmy różdżki i zawołałyśmy pana i panią Meadowes.
zbiegli się niemal natychmiast i stali z podniesionymi różdżkami. Mrok ukrywał postacie zbliżające się do nas nieśpiesznie. Przyznaję, że trochę się wystraszyłam. Że to śmierciożercy a ja narażam moją przyjaciółkę i jej rodzinę oraz kuzynkę na niebezpieczeństwo. Czasem mnie nachodziły takie myśli. Że im coś grozi, bo jestem mugolaczką.
- Pokażcie się –krzyknął pan Meadowes.
- Spokojnie, to tylko Elisa Lawrence z synem – krzyknął kobiecy głos. – Nie wszczynajcie alarmu.
- Czasy są niespokojne – odpowiedziała babcia Dori – Witajcie. Co was sprowadza?
- Ja do Ciebie Amelio, natomiast Jasper jak sądzę do dziewczyn. – Uśmiechnęła się do nas ciepło – Co tam Lily? W porządku Dorcas? Nie wracasz do domu Grace? – nie wiedziała o stosunkach moich i Jaspera.
- W porządku – wymamrotałam razem z Dorcas
- Wracam rano, proszę Pani – powiedziała Grace. - Dziś świętuje zakończenie wakacji.
- O tak, to trzeba uczcić. No już nie przeszkadzam, bo mam kilka spraw do obgadania. Możemy przejść w hm.. ustronniejsze miejsce – zwróciła się do dziadków Dorcas.
- Oczywiście, tędy.
Zniknęły w głębi domu. Jasper stał w pewnej odległości od nas jakiś taki zmieszany. Grace podeszła do niego i pocałowała w policzki na powitanie. Oni nadal byli przyjaciółmi. A intuicja podpowiadała mi, że nie była to tylko przyjaźń.
Wyrwała mi zeszyt i zaczęła czytać początek
- Co to bajka dla dzieci ? – zapytała –DO STU HIPOGRYFÓW, EVANS CZY TY PISZESZ PAMIĘTNIK?!?!?!
Przytaknęłam na co tamta zaczęła się śmiać. Wstała i głośno zaczęła czytać.
- „Tuniu, na dole jest profesor Dumbledore..” o jak słodko o niej mówisz.. aż się porzygam normalnie. „ A rodzice chyba nie puszczą mnie do szkoły. Nie musisz się na mnie złościć.” No Ruda racja, nie puścili Cię. A ona wcale się nie złości.
- Oddawaj!
- Nie złoszczę” och ach.. jakie to słodkie. „podeszła do mnie i przytuliła mnie tak jak dawniej” Ej! To ona umie tulić?? Petunia UMIE BYĆ MIŁA!?!?!?
- Czarna daruj sobie. I oddawaj!
- NIE
-Tak.
-NIE
- Proszę Pani, a Dorcas mi zabrała zeszyt – krzyknęłam tak jak gdy miałyśmy po jedenaście lat.
- Żmija – warknęła Czarna i rzuciła mi mój pamiętnik.
Zza domu wyszedł jej dziadek i patrzył na nas. Rzuciłam się na Dori i zaczęłyśmy się łaskotać, śmiejąc jak wariatki. Jak zwykle. U Świętego Munga niestety nie ma już dla nas miejsc, jak to kiedyś określiła profesor Sprout.
- Ajajaj dzieci, dzieci. Nie szkoda wam takiej pięknej podłogi, że aż się po niej tarzacie? – zabrał kawałek ciasta leżący na stole – Babci ani słowa. – Mrugnął okiem i zniknął za domem chichocząc.
Nagle na tle lasu, obok którego postawiony był dom dziadków Dorcas zmaterializowały się dwie postacie. Natychmiast wyciągnęłyśmy różdżki i zawołałyśmy pana i panią Meadowes.
zbiegli się niemal natychmiast i stali z podniesionymi różdżkami. Mrok ukrywał postacie zbliżające się do nas nieśpiesznie. Przyznaję, że trochę się wystraszyłam. Że to śmierciożercy a ja narażam moją przyjaciółkę i jej rodzinę oraz kuzynkę na niebezpieczeństwo. Czasem mnie nachodziły takie myśli. Że im coś grozi, bo jestem mugolaczką.
- Pokażcie się –krzyknął pan Meadowes.
- Spokojnie, to tylko Elisa Lawrence z synem – krzyknął kobiecy głos. – Nie wszczynajcie alarmu.
- Czasy są niespokojne – odpowiedziała babcia Dori – Witajcie. Co was sprowadza?
- Ja do Ciebie Amelio, natomiast Jasper jak sądzę do dziewczyn. – Uśmiechnęła się do nas ciepło – Co tam Lily? W porządku Dorcas? Nie wracasz do domu Grace? – nie wiedziała o stosunkach moich i Jaspera.
- W porządku – wymamrotałam razem z Dorcas
- Wracam rano, proszę Pani – powiedziała Grace. - Dziś świętuje zakończenie wakacji.
- O tak, to trzeba uczcić. No już nie przeszkadzam, bo mam kilka spraw do obgadania. Możemy przejść w hm.. ustronniejsze miejsce – zwróciła się do dziadków Dorcas.
- Oczywiście, tędy.
Zniknęły w głębi domu. Jasper stał w pewnej odległości od nas jakiś taki zmieszany. Grace podeszła do niego i pocałowała w policzki na powitanie. Oni nadal byli przyjaciółmi. A intuicja podpowiadała mi, że nie była to tylko przyjaźń.
- Hej –zwrócił się nieśmiało ku mnie i Dorcas.
Stałyśmy wyprostowane, nadal z uniesionymi różdżkami, jednak powoli
opuszczałyśmy je. A miałam wielką ochotę miotnąć w niego jakimś zaklęciem.
- Cześć – powiedziała powoli Dorcas. – Cóż sprowadza Cię w moje nieskromne progi?
- Piękna kobieta rzecz jasna. A nawet trzy.
Nie odzywałam się. Jak „byliśmy razem” zwracał się do mnie per „piękna kobieto”. Zmroziłam go wzrokiem. Wyczuł co miałam na myśli i uśmiechną się przepraszająco.
- Głupio mi tak was.. nawiedzać – zaczął się tłumaczyć – ale mama nalegała..
- Jasne – parsknęła Grace – a Ty w akcie dobrego serduszka postanowiłeś jej towarzyszyć przy teleportacji. To takie do Ciebie podobne – zachichotała.
- Faktycznie. Wiedziałem, że zrozumiesz moje bezinteresowne popędy skarbie. To Ty tak na mnie działasz – ich niewinne zaloty mnie rozśmieszyły.
-Piwa? – zapytałam podnosząc butelkę Kremowego. Babcia Meadowes miała w spiżarni cały regał wiec nie było z tym problemu.
- Chętnie.
- Spóźnione wszystkiego najlepszego Jasperku –powiedziałam słodko.
- Ale ja urodziny mam dziś –rzekł zbity z tropu.
- Achh.. faktycznie. Zapomniałam – uśmiechnęłam się słodko. Oczywiście, że pamiętałam o dacie jego urodzin, ale nie mogłam opuścić sobie okazji żeby go zirytować.
- Taa..- zasępił się.
- Wznieśmy toast za urodziny hogwarckiego bystrzaka. Szkoda, że nie ma z nami Narcyzy – dodałam złośliwie.
- Co?
- Zdrówko! – podniosłam butelkę i uśmiechając się przytknęłam do ust. Pani Meadowes poiła nas tym bez przerwy. Nie wiem z czego to było, ale alkoholu w tym nie było. Smakowało miodem, malinami.. Dorcas mówiła, że dla niej to wiśnia i kokosy. Dziwnie. A Grace czuła cytrynę i mięte. Ach ta magia.
- Przepraszam, ale idę się spakować- powiedziałam – nie przeszkadzajcie sobie.
- Dobra, nie narób mi syfu w pokoju w poszukiwaniu jakiejś kiecki jak ostatnio - zironizowała Dorcas.
- Sama tej kiecki szukałaś, a teraz masz czelność zwalać na mnie? – zirytowałam się
- Tak mam.
- Ty chyba nie wiesz, że na igraniu z ogniem człowiek parzy palce.
- No ta, bo ty taka gorąca jesteś że ho ho. Gorąca dziewica. – zaczęła się śmiać.
- Nadęty burak – odpyskowałam – Moja sprawa z kim sypiam, czy i jeśli. Za Tobą się pół Hogwartu ugania więc wybór masz.
-Pół? Pół? Ruda nie przeginaj! Jakie pół do cholery. Cały się ma, a nie!
- Boże, z kim ja przebywam – głos Grace załamywał się ze śmiechu. Tylko Jasper patrzył to na mnie to na Dori.
- Dobra skarbie. Będę na górze. – pomachałam im i weszłam do domu
Swoje kroki skierowałam ku schodom i weszłam po nich. Na pierwsze piętro. Weszłam do pokoju i zaczęłam się rozglądać Duże okno i dwupoziomowe łóżko. Obok materac. Dwa kufry i rzeczy walające się po podłodze. Pokój pomalowany był na różne odcienie szarego, a jedna ściana była czarna. Na niej wielki napis „DORCAS”. Dookoła plakaty z wielu drużyn qudditcha i kilka zespołów. No tak. Dorcas jest w drużynie. Jako ścigająca. Tak jak Black. A Potter łapie znicz. Fascynujące. Przyłapywałam się, że często o nich myśle.
- Alohomora – wyszeptałam wskazując na kufer. – Pakuj! – mruknęłam, wysyłając większość rzeczy do kufra.
- Nie ładnie używać magii, przez niepełnoletnią czarownicę – odezwał się głos od strony drzwi.
- Mam chody w ministerstwie. – spojrzałam mu w oczy.
- Ja też – uśmiechnął się lekko. –Chłoszczyść! – wskazał na klatkę Essy.
- Dziękuję – powiedziałam. Sowa była na polowaniu. – Co Cię poważnie sprowadza?
- Ach Lily, Lily. Czyżbyś wątpiła w miłość do mej rodzicielki?
- Coś w tym rodzaju.
Podszedł do mnie i położył ręce na ramionach spoglądając głęboko w oczy. Patrzyłam jak zahipnotyzowana.
- Naprawdę w to wątpisz? – zapytał głębokim glosem.
Odskoczyłam jak oparzona. Co on sobie do cholery wyobraża!
- Czego chcesz? – niemalże warknęłam
- Porozmawiać.
- Słucham.
- Lily. Mam dość tego.. nierozmawiania ze sobą. To mnie przytłacza. Nie dałaś mi nawet szans na wytłumaczenie się. Wtedy.
- Nie potrzebuje Twoich tłumaczeń. Całowałeś się z nią. Trudno. Nie to mnie tknęło. Nie dlatego nie rozmawiam z Tobą.
- Tylko?
- Dużo bardziej zabolała.. dwulicowość. Nagadywałeś na Ślizgonów a nagle się z jednym całujesz. Nie dziwię się, bo jest śliczna. Ale zdradziłeś swoje ideały. A ja nie mam szacunku do takich ludzi. I twoje kłótnie z Severusem. O to, że tam trafił.
- To nie tak. To była chwila słabości. Ona..ten jeden jedyny raz zgodziłem się z nią porozmawiać, bo nękała mnie listami, paczkami.. Nie dało się wytrzymać, a..
- A twoja DOBROĆ SERCA, nie pozwoliła Ci przejść obojętnie obok cierpiącej niewiasty, rozumiem. Już mówiłam, całuj się z kim chcesz. Byliśmy dziećmi. Nic do Ciebie nie czułam.
- Nic?
- Nie i ty też nie. Słodkie dziecięce zauroczenie.
-Lily..
- Tak?
- Mylisz się.
- Gdzie?
- To nie było.. to nie jest.. – zająknął się – Nie kłóciłem się ze Snape’em o to , że jest Ślizgonem.
- Czy to chciałeś mi powiedzieć?
-Ja.. Tak. I mam pytanie?
- Oo.. wszechwiedzący Jasper Lawrence ma pytanie. No dajesz.
- Nienawidzisz mnie?
- Nie.
-Kochasz mnie?
- Mój Boże, nie!
- A chcesz się ze mną przyjaźnić? Jeszcze raz spróbować?
- Pod jednym warunkiem.
-Jakim?
- Koniec z żartami o Sevie. I koniec z pogadankami o quidditchu. Dori mi starczy.
- Dobrze. Uścisk?
Podszedł do mnie i przytulił zanim zdążyłam zareagować.
-No no no..kilka minut pogawędki i nowa miłość – zapytala Dorcas wchodząc do pokoju – Nie przerywajcie sobie, już zmykam. Ej Ruda, nie narobiłaś syfu.. jest jakoś..czyściej. Brawo.
I taka prośba..nie miziajcie się przy Grace.. chyba się jej to nie spodoba. – Puściła do mnie oko .UPS! Co ona sobie myśli. Że znowu.. że z nim? Mamy do pogadania Dorcas, pomyślałam.
- To ten.. no. – nie wiedziałam co powiedzieć – Witaj z powrotem.
- Witaj Liliane. Jestem Jasper. Jasper Lawrence.
-Słabo Ci idzie naśladowanie Bonda. – zachichotałam.
- Uraziłaś tym moje ego.
- Ojej to tragedia.
- Istotnie.
Popatrzyliśmy po sobie. Zmienił się. Wyrósł. Miał prawie 2metry wzrostu, był muskularny i dojrzalszy. Szare oczy błyszczały jak zawsze taki typowym dlań inteligentnym promyczkiem. Włosy nieco zapuścił. Nie były długie, lecz dłuższe. Pojaśniały. Kolor oscylował na pograniczu czekolady a miodu. No tak. Był całkiem.. przystojny.
- Co się tak gapisz wiedźmo? Jak byś Boga zobaczyła – uśmiechnął się zabójczo i poprawił włosy.
- Wiedźmo? Ja Ci dam wiedźmę. – dźgnęłam go różdżką w brzuch potem w ramie i znów w brzuch. Mimo szybkich ruchów, nie udało mu się odejść bez obrażeń.
- Ratunku! Ratunku! Ruda wiedźma mnie atakuje! Pomocy!
Te słowa i jego mina rozłożyły mnie. Po prostu leżałam na ziemi i śmiałam się jak idiotka. Na reszcie wszytko było jak dawniej.
- Jess czas się zbierać. Chyba, że uśmiecha Ci się pół Anglii na nogach przejść. – zawołała pani Lawrence ze śmiechem.
- Ja nie schodzę. – powiedziałam – Grace mnie zabije, jak zobaczy, że znów jest między nami ok..
- Właśnie.. Czy ona coś.. ? No wiesz? – słyszałam wahanie w jego głosie
- Sama nie wiem.. Nic nie chce powiedzieć, skryta jak zwykle.. Ale myślę, że tak.
Mruknął coś niezrozumiale i wyszedł zamyślony. Po chwili zatrzymał się i rzekł „do zobaczenia Liliane”.
Zniknął na dole. Pół minuty później wpadła Grace.
-Lilka, Lilka spakuj mnie natychmiast prooosze! – wysapała.
-Pali się czy co?
-Taak! Wracam z nimi.
- Pakuj! – wskazałam różdżka na jej rzeczy i znalazły się w plecaku, który miała ze sobą. – Jak czegoś zapomniałaś wyślę, przez Esse.
-Lilka dzięki wielkie. Przepraszam, że tak nagle. Ale jutro Pani Meadowes nie może.. To zabieram się z nimi. Jesteś wielka. Powodzenia w Hogwarcie! Już lecę. Papa. Ajj, będę się teleportować! Nie wiedziałam, że mugole też mogą łącznie z czarodziejem. Kocham Cię kuzyneczko.
- Miłego! – pomachałam jej, gdy pojawiła się na podwórku. Było ciemno, ale nadal dość wyraźnie odbijały się ich sylwetki.
Po kilku minutach do pokoju weszła Dorcas. Minę miała poważną.
- Ruda. Czy ty oszalałaś?
- Czemu? – zapytałam zszokowana
- Mizdrzysz się z byłym chłopakiem, w którym zakochana jest twoja kuzynka, i po którym jeździłaś od jakiś dwóch lat? – wypaliła na wydechu. Jak zwykle. Bezprecedensowa Dorcas.
- To nie tak. Po prostu się pogodziliśmy. I próbujemy przyjaźni.
-Przyjaźni? PRZYJAŹNI? I dlatego się z nim tulisz w MOIM POKOJU?! – warknęła zirytowana
-On mnie przytulił, przyjacielski uścisk, to wszystko.
-Tłumacz się tłumacz. Ja swoje i tak wiem.
-Nie przeginaj!
- Lili. Ja nie chce dla Ciebie źle. Ale przyjaźń ze swoim eks, może cie kosztować sporo. Ja tego nigdy nie robie i wychodzę na tym nieźle. A tu ryzykujesz utratą kuzynki. Ale jak tam wola twa. Żeby potem nie było, a nie mówiłam.
- Będę pamiętać, a teraz zamknij się i spakuj bo rano zapomnisz połowy rzeczy i będzie się trzeba teleportować tu i z powrotem milion razy.
- Ehh i tak będzie trzeba. Słuchaj Ruda, muszę Esse pożyczyć. List mam ważny.
- Do kogoż to?
- Do Diuny.
- E no. Gratki. To już 3 miesiące z nim. Chyba Twój rekord.
- Ale żeś zabawna. Ale w sumie racja. Boże, czy ja jestem łatwa? – zapytała zrozpaczona odkryciem.
- Po prostu wrażliwa na piękno płci przeciwnej. Oczywiście to wewnętrzne. Bo rzecz jasna, urzekła cię osobowość Diuny a nie fakt, że jest mega przystojny.
- Zamknij się Ruda!
- Bo?
- Bo cię strzelę.
- Dajesz!
Jedna poduszka uderzyła mnie w twarz.
-Ejj! –krzyknęłam – To nie fair.
Kolejna poduszka ugodziła mnie w brzuch. O nie, pomyślałam. Tak być nie będzie. I zaczęła się wojna. Po kilku godzinach padłyśmy na podłodze i zasnęłyśmy wśród milionów piór. Zanim całkowicie odleciałam w objęcia Morfeusza usłyszałam ciche „reparo” i poczułam tylko, że lewituję i miękko opadam na łóżko. I zasnęłam.
Następny poranek, był jak zwykle pierwszego września. W totalnym rozgardiaszu biłyśmy się o łazienkę. Kiedy stałyśmy już odmalowane i jak zwykle ubrane po swojemu zaproszono nas łaskawie do kuchni. Pan Meadowes dał mi moje pieniądze, które uprzejmie wymienił na Pokątnej. Zjadłyśmy śniadanie, na które składały się naleśniki z jagodami i kawa. Poszłyśmy po nasze kufry i byłyśmy prawie gotowe do drogi. Essa wyleciała wczesnym rankiem, gdy Dorcas wysyłała list. Ale z całą pewnością dotrze do Hogwartu. Jest bardzo inteligentna. Zniosłyśmy kufry za pomocą „locomotor kufry” gdy dojrzałyśmy niespodziewanego gościa. Tata Dorcas stał w przedpokoju i rozmawiał cicho z matką. Byli do siebie podobni. Czarne włosy, ciemne oczy. Wysocy, szczupli z zawziętością na twarzy a mimo to z łagodnym spojrzeniem. Niemal jak Dorcas. Dziewczyna stała obok mnie oniemiała. Ostatnio widziała ojca w drugiej klasie. Na święta Wielkanocne w jej urodziny. Ósmego kwietnia.
- Witaj Dorcas. Witaj Liliane. Przepraszam za najście kiedy się spieszycie. Ale mam dla Ciebie córeczko wiadomość. Pozwolisz? – wskazał na drzwi do kuchni. – To zajmie pięć minut.
-Ja..jasne. – wyjąkała. Pierwszy raz widziałam ją tak zbitą z tropu.
- Gotowa? – zapytała babcia Dori, gdy zostałyśmy same. -Chodź tu, niech no Cię wyściskam. Dziadek was zabierze, ja niestety nie mam czasu. Opiekuj się nią, bo.. no.. sama Ci pewnie powie.
Chwilę potem z kuchni wyszła Dorcas z ojcem. Minę miała nieprzeniknioną.
- Dobrze, ja zbieram się.
-Marcus, zaczekaj chwilę. Weź dziewczynki na King’s Cross, dobrze?
- W porządku. Złapać kufry. Mocno? Wspaniale. Złapcie mnie za rękaw czy jak wam wygodnie. Pa mamo, pa tato.
-Do zobaczenia, dzieci – usłyszeliśmy od małżeństwa.
I nagle świat zawirował. Nie lubiłam tego uczucia. Takie przeciskanie przez wąską rurę. Kilka razy już się łącznie teleportowałam. za pierwszym razem zwymiotowałam. Znaleźliśmy się na peronie.
- Ja uciekam do pracy, wiecie którędy iść. Udanego roku szkolnego. – pożegnał się i znikł.
Dorcas milczała jak zaklęta. Nie przerywałam jej ciszy, bo wściekła by się. Przeszłyśmy bez problemu przez barierkę i znalazłyśmy się na peronie 9 i ¾. Było dopiero wpół do jedenastej. Weszłyśmy do pociągu i zajęłyśmy przedział na przedzie pociągu. Mnie czekała wizyta do wagonu prefektów więc tak było wygodniej. Siedziałyśmy cicho, a pociąg zapełniał się uczniami. W absolutnej ciszy mijały długie minuty. Pociąg ruszył więc szybko wyszłam i poszłam do przedziału obok. Prefekci poszczególnych domów już tam byli.
- Witaj Lily – rzekł Remus – Jak tam wakacje?
- Dzięki, dobrze. A twoje? – wyglądał na wymizerowanego. No tak, zbliżała się pełnia. Byłam jedną z niewielu wtajemniczonych. Ale udawałam, przed wszystkimi, że nic nie wiem.
- Zleciały aż za szybko.
- Witaj Diuna, witaj Melly – rzekłam do Pachońskich prefektów.
- Cześć.
- Leslie, Jasper? Jak tam? – radośnie zapytałam Krukonów.
- W porządku –odparła Leslie – Odbębnijmy to spotkanie szybko, wolałabym wrócić do Erica.
- Les.. nie musisz udowadniać, jak wielce jesteś zakochana, wszyscy to wiedzą.
- Odwal się Aberdeen.- powiedziała kwaśno.
-Gdzie Nettie i Malfoy ? – zapytałam obserwując kłocącą się dwójkę.
- A co, tęskno Ci do nich? Nie wiem, i dobrze mi z tą wiedzą. Właściwie jej brakiem – rzekła Melly.
- Cześć – powiedziała powoli Dorcas. – Cóż sprowadza Cię w moje nieskromne progi?
- Piękna kobieta rzecz jasna. A nawet trzy.
Nie odzywałam się. Jak „byliśmy razem” zwracał się do mnie per „piękna kobieto”. Zmroziłam go wzrokiem. Wyczuł co miałam na myśli i uśmiechną się przepraszająco.
- Głupio mi tak was.. nawiedzać – zaczął się tłumaczyć – ale mama nalegała..
- Jasne – parsknęła Grace – a Ty w akcie dobrego serduszka postanowiłeś jej towarzyszyć przy teleportacji. To takie do Ciebie podobne – zachichotała.
- Faktycznie. Wiedziałem, że zrozumiesz moje bezinteresowne popędy skarbie. To Ty tak na mnie działasz – ich niewinne zaloty mnie rozśmieszyły.
-Piwa? – zapytałam podnosząc butelkę Kremowego. Babcia Meadowes miała w spiżarni cały regał wiec nie było z tym problemu.
- Chętnie.
- Spóźnione wszystkiego najlepszego Jasperku –powiedziałam słodko.
- Ale ja urodziny mam dziś –rzekł zbity z tropu.
- Achh.. faktycznie. Zapomniałam – uśmiechnęłam się słodko. Oczywiście, że pamiętałam o dacie jego urodzin, ale nie mogłam opuścić sobie okazji żeby go zirytować.
- Taa..- zasępił się.
- Wznieśmy toast za urodziny hogwarckiego bystrzaka. Szkoda, że nie ma z nami Narcyzy – dodałam złośliwie.
- Co?
- Zdrówko! – podniosłam butelkę i uśmiechając się przytknęłam do ust. Pani Meadowes poiła nas tym bez przerwy. Nie wiem z czego to było, ale alkoholu w tym nie było. Smakowało miodem, malinami.. Dorcas mówiła, że dla niej to wiśnia i kokosy. Dziwnie. A Grace czuła cytrynę i mięte. Ach ta magia.
- Przepraszam, ale idę się spakować- powiedziałam – nie przeszkadzajcie sobie.
- Dobra, nie narób mi syfu w pokoju w poszukiwaniu jakiejś kiecki jak ostatnio - zironizowała Dorcas.
- Sama tej kiecki szukałaś, a teraz masz czelność zwalać na mnie? – zirytowałam się
- Tak mam.
- Ty chyba nie wiesz, że na igraniu z ogniem człowiek parzy palce.
- No ta, bo ty taka gorąca jesteś że ho ho. Gorąca dziewica. – zaczęła się śmiać.
- Nadęty burak – odpyskowałam – Moja sprawa z kim sypiam, czy i jeśli. Za Tobą się pół Hogwartu ugania więc wybór masz.
-Pół? Pół? Ruda nie przeginaj! Jakie pół do cholery. Cały się ma, a nie!
- Boże, z kim ja przebywam – głos Grace załamywał się ze śmiechu. Tylko Jasper patrzył to na mnie to na Dori.
- Dobra skarbie. Będę na górze. – pomachałam im i weszłam do domu
Swoje kroki skierowałam ku schodom i weszłam po nich. Na pierwsze piętro. Weszłam do pokoju i zaczęłam się rozglądać Duże okno i dwupoziomowe łóżko. Obok materac. Dwa kufry i rzeczy walające się po podłodze. Pokój pomalowany był na różne odcienie szarego, a jedna ściana była czarna. Na niej wielki napis „DORCAS”. Dookoła plakaty z wielu drużyn qudditcha i kilka zespołów. No tak. Dorcas jest w drużynie. Jako ścigająca. Tak jak Black. A Potter łapie znicz. Fascynujące. Przyłapywałam się, że często o nich myśle.
- Alohomora – wyszeptałam wskazując na kufer. – Pakuj! – mruknęłam, wysyłając większość rzeczy do kufra.
- Nie ładnie używać magii, przez niepełnoletnią czarownicę – odezwał się głos od strony drzwi.
- Mam chody w ministerstwie. – spojrzałam mu w oczy.
- Ja też – uśmiechnął się lekko. –Chłoszczyść! – wskazał na klatkę Essy.
- Dziękuję – powiedziałam. Sowa była na polowaniu. – Co Cię poważnie sprowadza?
- Ach Lily, Lily. Czyżbyś wątpiła w miłość do mej rodzicielki?
- Coś w tym rodzaju.
Podszedł do mnie i położył ręce na ramionach spoglądając głęboko w oczy. Patrzyłam jak zahipnotyzowana.
- Naprawdę w to wątpisz? – zapytał głębokim glosem.
Odskoczyłam jak oparzona. Co on sobie do cholery wyobraża!
- Czego chcesz? – niemalże warknęłam
- Porozmawiać.
- Słucham.
- Lily. Mam dość tego.. nierozmawiania ze sobą. To mnie przytłacza. Nie dałaś mi nawet szans na wytłumaczenie się. Wtedy.
- Nie potrzebuje Twoich tłumaczeń. Całowałeś się z nią. Trudno. Nie to mnie tknęło. Nie dlatego nie rozmawiam z Tobą.
- Tylko?
- Dużo bardziej zabolała.. dwulicowość. Nagadywałeś na Ślizgonów a nagle się z jednym całujesz. Nie dziwię się, bo jest śliczna. Ale zdradziłeś swoje ideały. A ja nie mam szacunku do takich ludzi. I twoje kłótnie z Severusem. O to, że tam trafił.
- To nie tak. To była chwila słabości. Ona..ten jeden jedyny raz zgodziłem się z nią porozmawiać, bo nękała mnie listami, paczkami.. Nie dało się wytrzymać, a..
- A twoja DOBROĆ SERCA, nie pozwoliła Ci przejść obojętnie obok cierpiącej niewiasty, rozumiem. Już mówiłam, całuj się z kim chcesz. Byliśmy dziećmi. Nic do Ciebie nie czułam.
- Nic?
- Nie i ty też nie. Słodkie dziecięce zauroczenie.
-Lily..
- Tak?
- Mylisz się.
- Gdzie?
- To nie było.. to nie jest.. – zająknął się – Nie kłóciłem się ze Snape’em o to , że jest Ślizgonem.
- Czy to chciałeś mi powiedzieć?
-Ja.. Tak. I mam pytanie?
- Oo.. wszechwiedzący Jasper Lawrence ma pytanie. No dajesz.
- Nienawidzisz mnie?
- Nie.
-Kochasz mnie?
- Mój Boże, nie!
- A chcesz się ze mną przyjaźnić? Jeszcze raz spróbować?
- Pod jednym warunkiem.
-Jakim?
- Koniec z żartami o Sevie. I koniec z pogadankami o quidditchu. Dori mi starczy.
- Dobrze. Uścisk?
Podszedł do mnie i przytulił zanim zdążyłam zareagować.
-No no no..kilka minut pogawędki i nowa miłość – zapytala Dorcas wchodząc do pokoju – Nie przerywajcie sobie, już zmykam. Ej Ruda, nie narobiłaś syfu.. jest jakoś..czyściej. Brawo.
I taka prośba..nie miziajcie się przy Grace.. chyba się jej to nie spodoba. – Puściła do mnie oko .UPS! Co ona sobie myśli. Że znowu.. że z nim? Mamy do pogadania Dorcas, pomyślałam.
- To ten.. no. – nie wiedziałam co powiedzieć – Witaj z powrotem.
- Witaj Liliane. Jestem Jasper. Jasper Lawrence.
-Słabo Ci idzie naśladowanie Bonda. – zachichotałam.
- Uraziłaś tym moje ego.
- Ojej to tragedia.
- Istotnie.
Popatrzyliśmy po sobie. Zmienił się. Wyrósł. Miał prawie 2metry wzrostu, był muskularny i dojrzalszy. Szare oczy błyszczały jak zawsze taki typowym dlań inteligentnym promyczkiem. Włosy nieco zapuścił. Nie były długie, lecz dłuższe. Pojaśniały. Kolor oscylował na pograniczu czekolady a miodu. No tak. Był całkiem.. przystojny.
- Co się tak gapisz wiedźmo? Jak byś Boga zobaczyła – uśmiechnął się zabójczo i poprawił włosy.
- Wiedźmo? Ja Ci dam wiedźmę. – dźgnęłam go różdżką w brzuch potem w ramie i znów w brzuch. Mimo szybkich ruchów, nie udało mu się odejść bez obrażeń.
- Ratunku! Ratunku! Ruda wiedźma mnie atakuje! Pomocy!
Te słowa i jego mina rozłożyły mnie. Po prostu leżałam na ziemi i śmiałam się jak idiotka. Na reszcie wszytko było jak dawniej.
- Jess czas się zbierać. Chyba, że uśmiecha Ci się pół Anglii na nogach przejść. – zawołała pani Lawrence ze śmiechem.
- Ja nie schodzę. – powiedziałam – Grace mnie zabije, jak zobaczy, że znów jest między nami ok..
- Właśnie.. Czy ona coś.. ? No wiesz? – słyszałam wahanie w jego głosie
- Sama nie wiem.. Nic nie chce powiedzieć, skryta jak zwykle.. Ale myślę, że tak.
Mruknął coś niezrozumiale i wyszedł zamyślony. Po chwili zatrzymał się i rzekł „do zobaczenia Liliane”.
Zniknął na dole. Pół minuty później wpadła Grace.
-Lilka, Lilka spakuj mnie natychmiast prooosze! – wysapała.
-Pali się czy co?
-Taak! Wracam z nimi.
- Pakuj! – wskazałam różdżka na jej rzeczy i znalazły się w plecaku, który miała ze sobą. – Jak czegoś zapomniałaś wyślę, przez Esse.
-Lilka dzięki wielkie. Przepraszam, że tak nagle. Ale jutro Pani Meadowes nie może.. To zabieram się z nimi. Jesteś wielka. Powodzenia w Hogwarcie! Już lecę. Papa. Ajj, będę się teleportować! Nie wiedziałam, że mugole też mogą łącznie z czarodziejem. Kocham Cię kuzyneczko.
- Miłego! – pomachałam jej, gdy pojawiła się na podwórku. Było ciemno, ale nadal dość wyraźnie odbijały się ich sylwetki.
Po kilku minutach do pokoju weszła Dorcas. Minę miała poważną.
- Ruda. Czy ty oszalałaś?
- Czemu? – zapytałam zszokowana
- Mizdrzysz się z byłym chłopakiem, w którym zakochana jest twoja kuzynka, i po którym jeździłaś od jakiś dwóch lat? – wypaliła na wydechu. Jak zwykle. Bezprecedensowa Dorcas.
- To nie tak. Po prostu się pogodziliśmy. I próbujemy przyjaźni.
-Przyjaźni? PRZYJAŹNI? I dlatego się z nim tulisz w MOIM POKOJU?! – warknęła zirytowana
-On mnie przytulił, przyjacielski uścisk, to wszystko.
-Tłumacz się tłumacz. Ja swoje i tak wiem.
-Nie przeginaj!
- Lili. Ja nie chce dla Ciebie źle. Ale przyjaźń ze swoim eks, może cie kosztować sporo. Ja tego nigdy nie robie i wychodzę na tym nieźle. A tu ryzykujesz utratą kuzynki. Ale jak tam wola twa. Żeby potem nie było, a nie mówiłam.
- Będę pamiętać, a teraz zamknij się i spakuj bo rano zapomnisz połowy rzeczy i będzie się trzeba teleportować tu i z powrotem milion razy.
- Ehh i tak będzie trzeba. Słuchaj Ruda, muszę Esse pożyczyć. List mam ważny.
- Do kogoż to?
- Do Diuny.
- E no. Gratki. To już 3 miesiące z nim. Chyba Twój rekord.
- Ale żeś zabawna. Ale w sumie racja. Boże, czy ja jestem łatwa? – zapytała zrozpaczona odkryciem.
- Po prostu wrażliwa na piękno płci przeciwnej. Oczywiście to wewnętrzne. Bo rzecz jasna, urzekła cię osobowość Diuny a nie fakt, że jest mega przystojny.
- Zamknij się Ruda!
- Bo?
- Bo cię strzelę.
- Dajesz!
Jedna poduszka uderzyła mnie w twarz.
-Ejj! –krzyknęłam – To nie fair.
Kolejna poduszka ugodziła mnie w brzuch. O nie, pomyślałam. Tak być nie będzie. I zaczęła się wojna. Po kilku godzinach padłyśmy na podłodze i zasnęłyśmy wśród milionów piór. Zanim całkowicie odleciałam w objęcia Morfeusza usłyszałam ciche „reparo” i poczułam tylko, że lewituję i miękko opadam na łóżko. I zasnęłam.
Następny poranek, był jak zwykle pierwszego września. W totalnym rozgardiaszu biłyśmy się o łazienkę. Kiedy stałyśmy już odmalowane i jak zwykle ubrane po swojemu zaproszono nas łaskawie do kuchni. Pan Meadowes dał mi moje pieniądze, które uprzejmie wymienił na Pokątnej. Zjadłyśmy śniadanie, na które składały się naleśniki z jagodami i kawa. Poszłyśmy po nasze kufry i byłyśmy prawie gotowe do drogi. Essa wyleciała wczesnym rankiem, gdy Dorcas wysyłała list. Ale z całą pewnością dotrze do Hogwartu. Jest bardzo inteligentna. Zniosłyśmy kufry za pomocą „locomotor kufry” gdy dojrzałyśmy niespodziewanego gościa. Tata Dorcas stał w przedpokoju i rozmawiał cicho z matką. Byli do siebie podobni. Czarne włosy, ciemne oczy. Wysocy, szczupli z zawziętością na twarzy a mimo to z łagodnym spojrzeniem. Niemal jak Dorcas. Dziewczyna stała obok mnie oniemiała. Ostatnio widziała ojca w drugiej klasie. Na święta Wielkanocne w jej urodziny. Ósmego kwietnia.
- Witaj Dorcas. Witaj Liliane. Przepraszam za najście kiedy się spieszycie. Ale mam dla Ciebie córeczko wiadomość. Pozwolisz? – wskazał na drzwi do kuchni. – To zajmie pięć minut.
-Ja..jasne. – wyjąkała. Pierwszy raz widziałam ją tak zbitą z tropu.
- Gotowa? – zapytała babcia Dori, gdy zostałyśmy same. -Chodź tu, niech no Cię wyściskam. Dziadek was zabierze, ja niestety nie mam czasu. Opiekuj się nią, bo.. no.. sama Ci pewnie powie.
Chwilę potem z kuchni wyszła Dorcas z ojcem. Minę miała nieprzeniknioną.
- Dobrze, ja zbieram się.
-Marcus, zaczekaj chwilę. Weź dziewczynki na King’s Cross, dobrze?
- W porządku. Złapać kufry. Mocno? Wspaniale. Złapcie mnie za rękaw czy jak wam wygodnie. Pa mamo, pa tato.
-Do zobaczenia, dzieci – usłyszeliśmy od małżeństwa.
I nagle świat zawirował. Nie lubiłam tego uczucia. Takie przeciskanie przez wąską rurę. Kilka razy już się łącznie teleportowałam. za pierwszym razem zwymiotowałam. Znaleźliśmy się na peronie.
- Ja uciekam do pracy, wiecie którędy iść. Udanego roku szkolnego. – pożegnał się i znikł.
Dorcas milczała jak zaklęta. Nie przerywałam jej ciszy, bo wściekła by się. Przeszłyśmy bez problemu przez barierkę i znalazłyśmy się na peronie 9 i ¾. Było dopiero wpół do jedenastej. Weszłyśmy do pociągu i zajęłyśmy przedział na przedzie pociągu. Mnie czekała wizyta do wagonu prefektów więc tak było wygodniej. Siedziałyśmy cicho, a pociąg zapełniał się uczniami. W absolutnej ciszy mijały długie minuty. Pociąg ruszył więc szybko wyszłam i poszłam do przedziału obok. Prefekci poszczególnych domów już tam byli.
- Witaj Lily – rzekł Remus – Jak tam wakacje?
- Dzięki, dobrze. A twoje? – wyglądał na wymizerowanego. No tak, zbliżała się pełnia. Byłam jedną z niewielu wtajemniczonych. Ale udawałam, przed wszystkimi, że nic nie wiem.
- Zleciały aż za szybko.
- Witaj Diuna, witaj Melly – rzekłam do Pachońskich prefektów.
- Cześć.
- Leslie, Jasper? Jak tam? – radośnie zapytałam Krukonów.
- W porządku –odparła Leslie – Odbębnijmy to spotkanie szybko, wolałabym wrócić do Erica.
- Les.. nie musisz udowadniać, jak wielce jesteś zakochana, wszyscy to wiedzą.
- Odwal się Aberdeen.- powiedziała kwaśno.
-Gdzie Nettie i Malfoy ? – zapytałam obserwując kłocącą się dwójkę.
- A co, tęskno Ci do nich? Nie wiem, i dobrze mi z tą wiedzą. Właściwie jej brakiem – rzekła Melly.
-To co? Kto w tym roku odgrywa jaka role? –
zapytał pogodnie Jasper.- Kto jest
DOBRYM a kto ZŁYM prefektem?
- Hm.. – zamyślił się Lupin – Lili.. byłabyś tak miła i wzięła na siebie uroczą rolę pogromcy dzieciaków?
- Oczywiście. Będę dla nich słodka. Ale to w końcu cała ja – wybuchłam śmiechem.
- Leslie ? zapytał Jasper – Aniele ?
- Ja Ci dam anioła. Dziewczyny w tym roku, odgrywają złe role, dobra Melly? – zaśmiała się.
- A Harlan?
- Ona nie musi odgrywać – burknął Diuna.
Wszyscy się zaśmiali.
- No dobrze, skoro już jedną rzecz ustaliliśmy. Kto skupia dzieciaki koło pociągu? Glosowanie? – zapytałam.
- Wyrywasz się z pomysłem to Ty to rób – powiedziała Leslie śmiejąc się.
- Popieram – krzyknął Jasper.
- Za! – rzekł Lupin
- No nie, Brutusie i ty przeciwko mnie? – zapytałam. Ja zgłaszam Diune.
- Nie.
- NIE!
- NIEEE!
- Trzy razy nie, dziękuję. Nie ma bata Lilka – Ty niańczysz małolatów. Dzisiaj w każdym razie. – Zaśmiał się Diuna.
- Jeszcze was dorwę!
- Umieram ze strachu – roześmiała się Melly.
-Rozchodzimy się? – zapytała Leslie
-Dobra, już dobra idź na ten swój sex. – rzekl Diuna szyderczo
- Spadaj!
-Siemano ludziska.
Wróciłam do swojego przedziału i widok mnie zszokował. Siedziała tam Dorcas, Black, Lupin, Pettigrew i..
-Potter?! Co wu tutaj na Merlina robicie?
- Siedzimy, nie widać? – zapytał arogancko Black. Rozwalił się na siedzeniu wciskając Petera w ściankę, ten jednak nie narzekał. – Nasza mała koleżanka, wyraziła ochotę na towarzystwo elity więc nie przeszkadzaj.
- Suń dupe Black, chcę siąść. – Byle dalej od Pottera, dodałam w myślach.
- Pan każe, sługa musi – skłonił się, jednak pozycji nie zmienił.
-Black ostrzegam Cię, jeżeli w ciągu pięciu sekund nie weźmiesz swojego tyłka z siedzenia to..
- To co Evans? Odejmiesz mi punkty czy dasz szlaban? – zaszydził
- Nie. Zjem Ci płatki z malinami. Całe! - zagroziłam
- O nie. Tego nie zrobisz – powiedział zszokowany.
- Zrobię. Chyba, że zmienisz pozycję i udostępnisz kawałek siedzenia obok swojego męskiego ramienia – rzekłam słodko. Wiedziałam że Pottera to zdenerwuje i nie omyliłam się. Zacisną szczękę, ale nic nie powiedział. Nienawidził jak ktoś wychwalał Syriusza w jego towarzystwie. Niby się przyjaźnili, ale niech żyje męskie ego. Syriusz uśmiechnął się nonszalancko i zrobił mi miejsce. Nawet nie wiedziałam, że lubi płatki z malinami. Blef okazał się skuteczny.
Dorcas siedziała jakaś przygaszona. Zapytałam co się stało.
- ŻE CO NIBY?! – krzyknęłam kiedy pięć minut później poinformowała nas cos się wydarzyło w kuchni.
- Już mówiłam, będzie mieć dziecko, z tą jak jej tam Vivienne – powiedziała Dorcas i rozpłakała się w ramiona Lupina. Siedział szczerze zdziwiony. Tylko ja rozumiałam jak bardzo ją to zabolało. Jej ojciec nigdy nie poświęcał uwagi ani czasu, a teraz.. dziecko. Byłam zszokowana.
-Jezu, nie rycz mała – rzekł Black – tusz sobie rozmażesz i nasza Miss Perfect nie będzie taka idealna.
-Zamknij się Black, ty wielka beczko łajna hipogryfa! – wrzasnęłam wściekła. Rozbawiło to wszystkich nawet Dorcas. Podróż minęła całkiem przyjemnie, nawet mimo towarzystwa Huncwotów. Opowiadali o wielu przygodach i żartach. Nie mogłam zapomnieć jednak, że znęcali się nad Severusem. Teraz jednak zdawali się być inni. Potter siedział jakiś zamyślony, i odniosłam wrażenie że zerkał na mnie zbyt często. Przebraliśmy się i pociąg dotarł do Hogsmeade.
- Czas na mnie. Remus chodź ze mną. – powiedziałam
- Lepiej nie bo Rogaś zazdrosny będzie – rzekł Black.
-Kto?
- A nie, nikt. Ej Evans chodź na słówko. – zbliżył się do mojego ucha i wyszeptał– Nie lubię płatków malinowych, ale twoje przekonywanie o moim męskim ramieniu zadziałało bejbe.
- Hm.. – zamyślił się Lupin – Lili.. byłabyś tak miła i wzięła na siebie uroczą rolę pogromcy dzieciaków?
- Oczywiście. Będę dla nich słodka. Ale to w końcu cała ja – wybuchłam śmiechem.
- Leslie ? zapytał Jasper – Aniele ?
- Ja Ci dam anioła. Dziewczyny w tym roku, odgrywają złe role, dobra Melly? – zaśmiała się.
- A Harlan?
- Ona nie musi odgrywać – burknął Diuna.
Wszyscy się zaśmiali.
- No dobrze, skoro już jedną rzecz ustaliliśmy. Kto skupia dzieciaki koło pociągu? Glosowanie? – zapytałam.
- Wyrywasz się z pomysłem to Ty to rób – powiedziała Leslie śmiejąc się.
- Popieram – krzyknął Jasper.
- Za! – rzekł Lupin
- No nie, Brutusie i ty przeciwko mnie? – zapytałam. Ja zgłaszam Diune.
- Nie.
- NIE!
- NIEEE!
- Trzy razy nie, dziękuję. Nie ma bata Lilka – Ty niańczysz małolatów. Dzisiaj w każdym razie. – Zaśmiał się Diuna.
- Jeszcze was dorwę!
- Umieram ze strachu – roześmiała się Melly.
-Rozchodzimy się? – zapytała Leslie
-Dobra, już dobra idź na ten swój sex. – rzekl Diuna szyderczo
- Spadaj!
-Siemano ludziska.
Wróciłam do swojego przedziału i widok mnie zszokował. Siedziała tam Dorcas, Black, Lupin, Pettigrew i..
-Potter?! Co wu tutaj na Merlina robicie?
- Siedzimy, nie widać? – zapytał arogancko Black. Rozwalił się na siedzeniu wciskając Petera w ściankę, ten jednak nie narzekał. – Nasza mała koleżanka, wyraziła ochotę na towarzystwo elity więc nie przeszkadzaj.
- Suń dupe Black, chcę siąść. – Byle dalej od Pottera, dodałam w myślach.
- Pan każe, sługa musi – skłonił się, jednak pozycji nie zmienił.
-Black ostrzegam Cię, jeżeli w ciągu pięciu sekund nie weźmiesz swojego tyłka z siedzenia to..
- To co Evans? Odejmiesz mi punkty czy dasz szlaban? – zaszydził
- Nie. Zjem Ci płatki z malinami. Całe! - zagroziłam
- O nie. Tego nie zrobisz – powiedział zszokowany.
- Zrobię. Chyba, że zmienisz pozycję i udostępnisz kawałek siedzenia obok swojego męskiego ramienia – rzekłam słodko. Wiedziałam że Pottera to zdenerwuje i nie omyliłam się. Zacisną szczękę, ale nic nie powiedział. Nienawidził jak ktoś wychwalał Syriusza w jego towarzystwie. Niby się przyjaźnili, ale niech żyje męskie ego. Syriusz uśmiechnął się nonszalancko i zrobił mi miejsce. Nawet nie wiedziałam, że lubi płatki z malinami. Blef okazał się skuteczny.
Dorcas siedziała jakaś przygaszona. Zapytałam co się stało.
- ŻE CO NIBY?! – krzyknęłam kiedy pięć minut później poinformowała nas cos się wydarzyło w kuchni.
- Już mówiłam, będzie mieć dziecko, z tą jak jej tam Vivienne – powiedziała Dorcas i rozpłakała się w ramiona Lupina. Siedział szczerze zdziwiony. Tylko ja rozumiałam jak bardzo ją to zabolało. Jej ojciec nigdy nie poświęcał uwagi ani czasu, a teraz.. dziecko. Byłam zszokowana.
-Jezu, nie rycz mała – rzekł Black – tusz sobie rozmażesz i nasza Miss Perfect nie będzie taka idealna.
-Zamknij się Black, ty wielka beczko łajna hipogryfa! – wrzasnęłam wściekła. Rozbawiło to wszystkich nawet Dorcas. Podróż minęła całkiem przyjemnie, nawet mimo towarzystwa Huncwotów. Opowiadali o wielu przygodach i żartach. Nie mogłam zapomnieć jednak, że znęcali się nad Severusem. Teraz jednak zdawali się być inni. Potter siedział jakiś zamyślony, i odniosłam wrażenie że zerkał na mnie zbyt często. Przebraliśmy się i pociąg dotarł do Hogsmeade.
- Czas na mnie. Remus chodź ze mną. – powiedziałam
- Lepiej nie bo Rogaś zazdrosny będzie – rzekł Black.
-Kto?
- A nie, nikt. Ej Evans chodź na słówko. – zbliżył się do mojego ucha i wyszeptał– Nie lubię płatków malinowych, ale twoje przekonywanie o moim męskim ramieniu zadziałało bejbe.
Popatrzyłam na niego z pogardą i wysoko uniosłam
głowę. Nie zauważyłam jednak framugi od drzwi i uderzyłam się z całej siły.
Zrobiło mi się ciemno.
- Nic Ci nie jest? – usłyszałam spanikowany męski
głos.
-Lily?
-LILY?
- Evans?
-Pomocy!!!!!
A potem była ciemność.-Lily?
-LILY?
- Evans?
-Pomocy!!!!!
Świetne ! Bardzoooo fajne ! XD
OdpowiedzUsuńHaha. Ja też nie raz walnęłam się w głowę, jestem już odporna :3
Ech.. Na miejscu Lilki poflirtowałabym z Syrim, żeby Pottera wkurzyć <3
Zapraszam do mnie ;3
domique-roven-weasley.blogspot.pl