Tak właśnie się czułam. Pusta. Było cicho. Ciemno. Spokojnie. Nie potrafiłam skupić się na niczym. Bolała mnie głowa. Miałam ochotę zniknąć. Zapaść się w nicość. Ale czym? Nie czułam siebie. Nie czułam nic poza pulsującym bólem, na który nie byłam w stanie nic poradzić. Nie mogłam nawet otworzyć oczu. Nagle poczułam delikatne ciepło w okolicach, gdzie powinny znajdować się moje dłonie. Zaskoczyło mnie to Wystraszyło. Gdzie ja jestem? Kim jestem? Nie potrafiłam sobie przypomnieć. I znów pochłonęła mnie nieprzenikniona otchłań niebytu.
Obudziły mnie ciepłe promienie. Z nieprzysłoniętego okna wlewało się jasne światło.
- Jak się czujemy, panno Evans? - zapytał troskliwy kobiety głos. Dojrzałam jego właściciela w nogach mojego łóżka. Niewysoka kobieta, koło trzydziestu lat. Ubrana w biały kitel. Czyżby lekarz?
- Strasznie boli mnie głowa – wyszeptałam nieśmiało.
- Nie co dziennie ludzie wyrażają ochotę do bojowania się z drzwiami – uśmiechnęła się delikatnie. – Długo spałaś – dodała zmartwiona. – Twoi przyjaciele martwili się o Ciebie.
- Jacy przyjaciele? – Nie potrafiłam sobie przypomnieć o kim mowa.
Kobieta zamarła i szybkim krokiem podeszła do mnie.
- Jak masz na imię? – zapytała powoli.
- Ja.. nie pamiętam.
- Wiesz gdzie jesteś?
- W szpitalu?
- Jakim masz kolor oczu? – zapytała szybko.
- Po co te idiotyczne pytania? – ogarnęła mnie fala irytacji.
- Poczekaj tu chwilę, muszę coś skonsultować z dyrektorem.
Wyszła zostawiając mnie samą w pokoju. Rozejrzałam się. Leżałam na jednym z kilku łóżek. Przykryta byłam śnieżnobiałą pościelą. Była tak czysta, że oślepiała mnie. Spojrzałam za okno. Rozległa, ciemnozielona łąka. Na jej skraju las. Jak to się nazywało. A tak, błonia. Kilka osób przebiegło po nich i zaraz zniknęło. Wróciła lekarka z sympatycznie wyglądającym staruszkiem. Podszedł do mnie u usiadł na skraju łóżka.
- Witaj Lily. Pamiętasz mnie?
- A powinnam? – pytanie wymknęło mi się z ust, zanim pomyślałam co mówię.
- No cóż, tak. Hm.. a swój.. niefortunny wypadek pamiętasz. – dało się wyczuć troskę w jego glosie.
- Nie bardzo..
- A czy wiesz, gdzie jesteś? – powtórzył pytanie lekarki.
- Nie
Pani w kitlu spojrzała na niego wyczekująco.
- No cóż Pani Pomfrey. Wygląda na to, że nasza uczennica straciła pamięć. Do pewnego stopnia według mnie.
- Cóż to znaczy, Albusie?
- Wierzę w twoje medykamenty i intuicję. Podaj jej co uważasz, że pomoże i pozwól jej spać. Tak. Sen ukoi nerwy. Niech dużo śpi. I najlepiej – dodał cicho – żeby miała wiele snów. Prawdziwych wspomnień.
I wyszedł uśmiechając się do mnie ciepło.
- Proszę Pani?
- Tak dziecko?
- Niech mi pani powie.. cokolwiek o mnie.
- No cóż to najlepiej zrobią twoi przyjaciele. Chciałabyś się z nimi zobaczyć?
- Nie wiem..
- Poczekaj tu chwilę, pójdę przygotować Ci Eliksir Snów. I coś na regeneracje. Wyślę też sowę, aby zjawiły się tu poszczególne osoby. Odpocznij sobie w tym czasie.
Drzwi zamknęły się za nią. Zamknęłam oczy. Co się dzieje? Leżałam sobie tak kilka minut, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęły w nich cztery postacie. trzy czarnowłose, jedna nieco jaśniejsza.
Oddychali szybko, więc wnioskowałam , że biegli.
- Lili słońce, jak się cieszę, że się obudziłaś – jedyna dziewczyna podbiegła do mnie i przytuliła
- Martwiliśmy się o Ciebie. – powiedział chłopak o brązowych włosach.
- Jak tam główka? – zapytał chłopak w okularach.
- Z jej na pewno lepiej, niż z Twoją – warknął drugi brunet.
- Snape zamknij się. Nie pora na złośliwości - burknęła dziewczyna.
- Kim wy jesteście – zapytałam w końcu.
Twarze im poszarzały.
- Ej no Ruda, bez jaj. Nie pamiętasz mnie? – w głosie dziewczyny wyczuwało się rozpacz. – To ja Dorcas, Dori, Czarna czy idiotka jak się wściekasz..
- Ja.. – zawahałam się – a kim ja jestem?
- Lili Evans, pechowiec piątego roku, nominowana do nagrody za najbardziej widowiskowe uderzenie głową o drzwi i jedno z dłuższych hogwarckich omdleń. – chłopak w okularach uśmiechnął się, ale oczy pozostały smutne.
- Aha. – mruknęłam niewyraźnie.
Weszła lekarka.
- Pani Pomfrey co jej? – zapytał chłopak o haczykowatym nosie.
- Krótkotrwałe zburzenia kontaktowo-pamięciowe. Drugorzędne uszkodzeniu płatu potylicznego. Naruszenie podstawy czaszki. Przejdzie jej. – dodała bo miny całej czwórki wyrażały przerażenie. – Pozwolicie już, że zajmę się pacjentką jak przystało na pielęgniarkę. Wiec uprzejmie proszę o opuszczenie Skrzydła Szpitalnego i powrót do swoich dormitoriów, gdyż godzina piąta nie jest odpowiednią porą do szwendania się po zamku. Do widzenia.
Cała czwórka odwróciła się niechętnie. Chłopak o brązowych oczach, odwrócił się przy drzwiach i krzyknął „zdrowiej Lilka” na co oburzona pielęgniarka zatrzasnęła drzwi drewnianym patyczkiem. Normalnie jak magia.
- Musisz to wypić. Nie jest smaczne, ale Ci pomoże. Zregeneruje część krwi, Uśmierzy ból głowy i pozwoli Ci się wyspać, a w tym czasie odzyskasz pamięć dobrze.
- Przecież tego jest z litr – jęknęłam
- Pół nocy mamrotałaś, że chcesz pić to spełniam twoje życzenie dziecko drogie.
Wzięłam łyk z jednej szklanki i skrzywiłam się.
- Nie ma smakować, tylko działać – zauważyła kobieta.
Z obrzydzeniem zatkałam nos jedną ręką drugą przytknęłam szklankę. Wypiłam na raz. To samo z dwiema kolejnymi. Już po chwili poczułam się błogo. Opadłam delikatnie na poduszki i zasnęłam.
Obrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Dziewczyna. Chłopak. Krzyk. Płacz. Uśmiech. Inny chłopak. Plaża. Dach wieżowca. Inna dziewczyna. Szyderczy śmiech. Pocałunek. Znowu łzy. Ktoś mnie przytulił. Dałam chłopakowi w twarz. Pocałunek. Wojna na poduszki. Uśmiech. Stałam z różdżką w ręku. Lekcja. Słońce świeci w oczy. Patrzę na pocałunek Jaspera. Blondynka ucieka. Chłopak tłumaczy się. Uderzenie w twarz. Płacz w ramionach Dorcas. Lot Pottera na 3 roku i uderzenie w słupek. Wybuch z kociołka na eliksirach. Szorowanie półek w bibliotece. Książka z ruszającymi się obrazkami. Grzebanie w szafce w pokoju. Niewielka książeczka. Pakowanie się. Ciasto u pani Meadowes. Skoki z dachu. Przytulenie Jaspera. Pociąg. Płacząca Dorcas. Black i chrupki malinowe. Uderzenie w drzwi.
Obrazy zmieniały się cała noc. Nieuporządkowane. Raz małe dzieci. Raz nastoletnie osoby. Dookoła mnie. Przestałam rozróżniać. Przestałam się skupiać na czymkolwiek. Wirujące obrazy. Wyczuwalne emocje. A zarazem całkowita pustka uczuciowa. Patrzę na obrazy. Jestem widzem a nie ich uczestnikiem. Nagle zmienia się to. Z całą mocą uderza mnie fala odczuć. Czuje wszystko co się dzieje. Myśli. Emocje. Uczucia. Słowa. To już nie tylko obrazy. Wszystko się scala. I leci dalej.
Czas mija. Budzi mnie odgłos kichnięcia. Prawie natychmiast otwieram oczy. Nie jestem wypoczęta. Czuje się jakbym przebiegła kilka kilometrów. Rozglądam się dookoła. Dziwnie. Nikogo nie ma. Spoglądam na miejsce w którym jestem. Skrzydło Szpitalne. Co ja tu robie? Ach tak. Uderzyłam się o drzwi. Boże, jaką jest idiotką. Tak przy wszystkich ? Z Dorcas nie ma problemu, bywały gorsze akcje. Ale Huncwoci? W sumie nie ma się co nimi przejmować. Ale tak.. dziwie. Nagle zdaje sobie sprawę, że moja lewa dłoń jest wygięta pod dziwnym kontem i w tym samym momencie wydaje mi się , że dotyka jej coś ciepłego. Próbuję nią poruszyć i wyczuwam nacisk. Ale nikogo nie widzę. Zaczynam krzyczeć. Co tu się do cholery dzieje? Drzwi otwierają się ni stąd ni zowąd. Słyszę tupot stóp. Ale nadal nikogo nie widzę. Drzwi zamykają się z cichym trzaśnięciem w tym samym momencie, w którym z przeciwnego rogu pokoju wychodzi zaspana pielęgniarka.
- Coś się stało, panno Evans? Dlaczego pani tak krzyczy? – głos kobiety jest trochę niewyraźny.
Czuję, że cała się trzęsę. Pani Pomfrey zauważa to. – Liliane odpowiedz. Co się stało?
- Tutaj ktoś była – mówię roztrzęsiona – Przed chwilą. Trzymał mnie za rękę. Ale nikogo nie widziałam.
Pielęgniarka przygląda mi się z dziwną miną.
- Musiało Ci się to przyśnić słoneczko. Tutaj nikogo nie było. Drzwi są zamknięte , zobacz. -
podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się. Moje oczy rozszerzają się ze strachu.
- No cóż, musiałam zapomnieć zamknąć – mówi z wahaniem w głosie. – Nie ma się co przejmować. No cóż, jak się czujesz? Boli cię głowa? Pamiętasz coś?
- Nic mnie już nie boli i pamiętam wszystko. A czuję się fatalnie z myślą, że jakiś zboczeniec którego nie ma trzyma mnie za rękę w szpitalu.
- No już, spokojnie – łagodnie mówi pielęgniarka. – Musiało Ci się coś wydawać. Pewnie efekty stresu. To się zdarza. Po południu pójdziesz do siebie, dobrze?
- Ile dni mnie ominęło? – ciekawe ile mam do nadrobienia.
- Hm.. mamy 12 wrzesień. Całkiem sporo jak na zwykłe uderzenie w głowę. Nie jesteś na nic mugolskiego chora? Był tu medyk ze Świętego Munga, wezwałam go kiedy nie budziłaś się ponad tydzień. Nie zweryfikował nic poważnego.
- Nic mi nie jest – wymamrotałam. 12 dni? Boże..
- No to nie wiem. Ważne, że już jest dobrze. Koledzy przynosili Ci notatki na prośbę profesora Dumbledore’a. Wszystko masz w szafce.
Przez kolejną godzinę pielęgniarka przeprowadziła serie badań na mnie, włącznie z stukaniem w kolano.
- No cóż, uważam że mogę Cię wypuścić nawet teraz. Chyba, że wolisz przeczekać tu jeszcze chwilę, bo na zajęcia na pewno nie pozwolę ci dziś pójść.
- Wołałabym już być u siebie w dormitorium – powiedziałam niepewnie.
- No to zmykaj. Tylko oszczędzaj się. I gdyby coś się działo, bóle głowy, zawroty, kłopoty z pamięcią NATYCHMIAST zwróć się do mnie.
Odnotowałam w pamięci, żeby tego nie zrobić tego, bo pielęgniarka mnie pożre.
-Tu masz ubrania – wskazała na szafkę obok łóżka. I wyszła.
Ubrałam się pospiesznie, pakując przy okazji większość rzeczy do torby która jakimś cudem również była w szafce. Wypadłam ze Skrzyła Szpitalnego w ekspresowym tempie. Niemal biegiem dostałam się na siódme piętro. Stanęłam przed portretem Grubej Damy.
- Podaj hasło – rzekła uprzejmie.
- Eee… - zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia.
- Acetonia – powiedział chłopak wychodzący zza rogu. Portret odchylił się odsłaniając przejście. – Witaj znowu Lilka. Martwiliśmy się o Ciebie – rzekł Remus Lupin. Podszedł do mnie i przyjrzał się krytycznie. – Marnie wyglądasz – powiedział z troską.
- Ty też – odpowiedziałam.
Mruknął coś niewyraźnie, jednak po chwili uśmiechnął się łagodnie. Objął mnie w pasie i przeprowadził przez próg. Popatrzyłam na niego skonsternowana, lecz on tylko pokiwał głową. Pokój Wspólny był prawie pusty. Grupka osób siedziała przy kominku dyskutując cicho. Zwróciłam na nich większą uwagę, dopiero gdy tylko usłyszałam swoje imię.
-Lili!
-krzyknęła Dorcas podrywają się z miejsca i biegnąć w moją stronę – Na
reszcie. Tak się martwiliśmy.
Byłaś długo nieprzytomna i..
Byłaś długo nieprzytomna i..
- Daj jej ochłonąć, co? – powiedział spokojnie
Potter. Jako jedyny nie podszedł do mnie. Nie ruszył się nawet na cal. Za to
wpatrywał się w Lupina. Nie ogarniam facetów, pomyślałam.
- Muszę odpocząć.. –zaczęłam niewyraźnie..
- To zrozumiałe – odpowiedziała Dorcas – ale najpierw musisz nam..
-Powiedziała, że musi odpocząć, ogłuchłaś Dorcas? – głos Pottera nagle stał się nieco bardziej agresywny.
-Nie mów do mojej przyjaciółki w taki sposób – warknęłam ze złością.
- Oh, dajcie spokój – Black starał się załagodzić sytuację – James nie miał na myśli obrażać Meadowes, więc się Ruda nie unoś, co nie?
- Chodźmy stąd – szepnęłam do Dorcas. Wstała i poszła za mną do naszego dormitorium rzucając zaniepokojone spojrzenie za siebie. Zatrzasnęłam drzwi, jednak wcześniej usłyszałam głos Pottera wywrzaskujący coś o lojalności i kompletnym idiocie.
- A temu co? –zapytałam Dorcas
- Nie wiem – wzruszyła obojętnie ramionami – Jakiś drażliwy na wszystko przez cały ten czas.
- Mmmm..
Weszłyśmy do pokoju i rzuciłam się na łóżko.
- Czemu nie jesteś na lekcjach ? I oni?
- Za sprawą specjalnego pozwolenia od Dumbiego. Stwierdził, że trzeba Cię jakoś przywitać więc możemy sobie labę zrobić na dziś. Ale na imprezę nie pozwolił, chociaż Black tak ładnie przekonywał..
- Co się tak nagle zaczęłam z Huncwotami trzymać?
- No wiesz, Ty leżałaś w Skrzydle, Vera .. ona jest jakaś inna. Nagle jak Ciebie nie ma zaczęła wąty stroić, że się puszczam, że się rządzę to jej powiedziałam, żeby sama nie zgrywała cnotki, i że takie słodkie idiotki jak ona marnie kończą to się k*rwa obraziła. A Mary zaczęła zakuwać , zresztą z nią to ani o chłopakach za bardzo nie pogadasz ani o zabawie. Więc zostali Huncwoci.
- Vera z takimi tekstami ? To do niej niepodobne – prychnęłam
- Mówiłam Ci że coś jej się tu i ówdzie ułożyło inaczej niż zwykle..
- Nie rusza Cię to?
- Nie. Dobrze wiesz, że wolę szczerze usłyszeć, że jestem taka i tak niż żeby mi mydlono oczy kłamstwem.
- Rozumiem. I co? Fajnie się panami czas spędza?
- Bardzo. Już wiem gdzie jest kuchnia na przykład. Skrzaty się aż paliły żeby mi coś dać, ale niestety procentowych nie chciały. No cóż, to załatwiają cały czas chłopcy. Nadal nie wiem jak. Ale cóż, na dodatkowe plusy tej znajomości muszę jak widać jeszcze trochę poczekać.
- Co z Jasperem?
- Mmm.. przychodził do Ciebie, ględził mi , żebyś się wybudziła szybko i takie tam.
- A..
- A Severus był z nami raz u Ciebie, czy sam to nie wiem. Trzyma się ze swoją bandą więc się nie wcinam.
Mamy cały dzień na nic nie robienie. Od czego zaczynamy? Piątek jest.
-Od umycia się – wybuchłam śmiechem i po przegrzebaniu kufra i wyciągnięciu kosmetyczki udałam się do łazienki.
Napuściłam ciepłej wody. Nalałam swojego ulubionego płynu i rozebrałam się. Położyłam się w wodzie i odpłynęłam. Ciepła woda koiła mi zmysły. Muszę podsumować. Severus żyje w swoim świecie. Jasper się martwił. Vera się kłóci. Mary się uczy. Dorcas to zwisa. Przyjaźni się z Huncwotami. Lupin mnie tuli. Potter się drze. Black uspokaja. Peter cicho jak zwykle. Coś niewidzialnego mnie trzyma za rękę. Brr.. coś dziwnego.
Patrzyłam za okno. Z łazienki był widok na las oczywiście. Nie lubiłam chodzić do Łazienki Prefektów. Była dla mnie za duża. Tu jest swojsko. Po jakiejś godzinie rozległo się pukanie.
- Żyjesz ?
- Taaaa… - odpowiedziałam wynurzając się z wody.
- To wyłaź.
Chcąc nie chcąc wyciągnęłam korek i patrzyłam jak woda spływa wirem do kanału. Fascynujący widok. Na serio. Potem wzięłam zimny prysznic i wyszłam z wanny. Roztarłam ciało ręcznikiem, następnie owinęłam się i wyszłam z łazienki. Dorcas siedziała rozwalona na łóżku malując paznokcie.
- Mrr kocie, jakaś ty seksi – zachichotała patrząc na mnie
Podeszłam do kufra szukając ubrań. Nie znalazłam tam nic. Popatrzyłam zdziwiona na Dorcas.
- W szafie – wskazała stopą na ów mebel.
Podeszłam do niej i otworzyłam. Jak zwykle. Dwie szafy. Jedna moja i Dori, druga Mary i Very.
Wyciągnęłam spodnie i byle jaka koszulkę. Ubrałam się szybko. Założyłam ręcznik na głowę i zaczęłam się malować. Puder, kredka, tusz, błyszczyk. Jako tako. Włosy suche. Rozczesałam rude siano. Zebrałam kucyk.
- Rozpuść – nakazała Dorcas.
- Co?
- Rozpuść – powtórzyła
- Po co?
- Bo Ci ładniej. Wyglądasz jak niedorozwój po kilku dniach niejedzenia to nie pokazuj tego aż tak bardzo. Rozpuść.
- Dziękuje Dorcas. Wiedziałam, że nie zawiedziesz mnie w kwestii skomentowania mojego wyglądu.
- Proszę uprzejmie – odpowiedziała ze śmiechem
Zeszłyśmy na dół. W pokoju siedział tylko Black i Potter. Popatrzyłam na Dorcas niewyraźnie, ale ta już dosiadała się do nich.
- Hej Czarna. Co tam?
- Nie było mnie ze dwie godziny, gdyż czekałam aż rude czupiradło się wyzbiera więc nie bardzo miało się co zmienić , Black. Po za kolorem moich paznokci.
- Racja. Są.. mroczne. Jak twój charakter.
- Raczej, jak mrok z otchłani debilności niektórych osób – rzekła raźno.
Widać, fakt że się zakumulowali nie zmienił ich słynnych wymian zdań. Każde z nich było mistrzem riposty, popularnym i pożądanym, rozkapryszonym i rozpustnym. Ale co tam.
- Ruda – powiedział Syriusz – stwierdzam, że dobrze mieć Cię wśród żywych.
- Co za miłe słowa, Black. Co ode mnie chcesz? – zapytałam z rezerwą.
- Urażasz moją godność. Już nie można koleżance stwierdzić, że się cieszę z jej powrotu po rekonwalescencji?
- Nie zgrywaj idioty. Dobrze wiem, że coś chcesz tylko jeszcze nie wiem co.
- Z całą pewnością – warknął – Człowiek stara się być miły, a ta zaraz postanawia się doszukać drugiego dna. Ruda wredna. Wydało się.
- Black, skarbie najdroższy mam prośbę. Zamknij się , lepiej zrobisz dla świata - Dorcas uśmiechnęła się promiennie.
- Świetnie – mruknął.
- Mmmm.. odpowiedziała.
- Jak się czujesz? – po raz pierwszy odezwał się Potter.
- Nawet dobrze.
- Widzę, że wróciła Ci pamięć – powiedział powoli.
- Zgadza się – przytaknęłam.
- To dobrze – odpowiedział.
- Idzie Remus – rzekł Black.
I rzeczywiście w tym momencie do pokoju wszedł Lupin. Wyglądał na nieobecnego.
- Hej Lunio – zawołał Syriusz – Chodź do nas..
- Co? – zapytał skołowany ? – Nie.. ja nie.. – i poszedł do drzwi prowadzących do dormitoriów.
- A temu co? – zapytałam
- Nie wiem – Black wyraźnie się zmieszał
- Idę się przejść – powiedział nagle Potter wstając
Przyjrzałam mu się jak odchodził.
- Ostatnio jest jakiś dziwny – zauważyła Dorcas
- No.. hormony, no nie? – powiedział powoli Black
- Nie wciskaj mi, że Potter nagle zaczął dojrzewać -prychnęła
- Może się zakochał – podsunęłam
- Ej to możliwe – Czarna wyraźnie się ożywiła i wbiła wzrok w Syriusza.
- Nie wiem – powiedział Black wzruszając ramionami.
- Głodna jestem. Idę coś zjeść – wstałam powoli. Taka tajna konspiracja stosowana zawsze przez nas. Jak „idę coś zjeść” to Dorcas używa całego swojego uroku osobistego i dowiaduje się co trzeba. Zwykle skutkuje.
Wyszłam z Pokoju Wspólnego i udałam się w kierunku Wieży Astronomicznej. Lubiłam tam przesiadywać i nikt tam nigdy nie przychodził. Szłam spokojne kolejnymi korytarzami. Nagle usłyszałam trzaski. Irytek, pomyślałam. Szybko weszłam do Sali obok mnie i jakież było moje zdziwienie gdy spotkałam w niej ..
- Evans? – zapytał Potter - co Ty tu ..?
- Ciii.. na korytarzu jest..
- Irytek, wiem. Też się tu chowam.
Nagle usłyszeliśmy głośnie „uiiiiiiiii” i drzwi otworzyły się. Wleciał przez nie denerwujący duszek.
- Ulala – zachichotał okropnie – Dzieciaki labują. Ha ha ha..
- Irytek, my nie labujemy – rzekłam powoli.
- No jasne, że nie.. Ale nikt w to nie uwierzy ha ha ha – i wyleciał z Sali krzycząc „wagary, wagary, wagary na siódmym piętrze”
- Zmywamy się – Potter złapał mnie za nadgarstek i rzucił się w kierunku drzwi. Ciągną mnie za sobą długo przez kilka minut biegu. Nagle zatrzymał się i nacisnął jakąś cegłę. Pojawiła się dziura w ścianie.
- Właź i nic nie mów.
- Lumos – mruknęłam wyciągając różdżkę. Nie było wiele miejsca. Kiedy ściana się zasklepiła czułam oddech Pottera na swojej szyi. Nagle złapał mnie w pasie.
- Co ty do cholery wyprawiasz? Puszczaj mnie! – nakazałam oburzona.
- Nie ględź tylko się mnie złap.
- Po moim trupie – krzyknęłam, jednak nie było to za bardzo zgodne z prawdą bo w tym samym momencie podłoga pod nami zniknęła i zaczęliśmy spadać, a ja przytuliłam się do niego bardzo mocno. Po chwili wylądowaliśmy na ziemi. Nadal było tak koszmarnie mało miejsca ale już go puściłam.
-Yyyy.. ja przepraszam.. – wyjąkałam. – Nie powinnam była.
- Nie szkodzi – odezwał się spokojnie.
- Co to za przejście?
- Odkryłem go kiedyś zwiewając prze Filchem. Bardzo przydatne jak chcesz dać nogę. Jesteśmy na parterze. Zapal światełko jeśli łaska.
Gdy rzuciłam zaklęcia zaczął przyglądać się ścianie. Nacisnął ponownie jakąś cegłę i pojawiła się dziura.
- Panie przodem – ustąpił miejsca.
Wyszłam na korytarz i otrzepałam się Gdy tylko zamknęła się dziura zza rogu wyszedł Filch.
- No no no..Czyli Iryt nie kłamał.
Popatrzyłam ze strachem na Jamesa. Ten nie wykazywał oznak nawet zdenerwowania.
- Pan Potter i panna Evans. – rzekł woźny uśmiechając się złośliwie. – zapraszam za mną.
Ruszyliśmy bez słowa za nim. Poprowadził nas pod sale transmutacji. Spojrzałam na Pottera. Był zaskakująco spokojny i obojętny.
Woźny podszedł do drzwi i zapukał w nie a następnie wszedł do Sali.
- Profesor McGonagall – zaskrzeczał – mógłbym prosić?
- Prowadzę lekcję, nie widzisz? – usłyszeli jej srogi głos.
- Mam wagarowiczów. Z Gryffindoru.
- Zaprowadź ich do mojego gabinetu. Przypilnujesz ich tam, ja przyjdę na przerwie. – zagrzmiała
- Idziemy – warknął Filch wychodząc z Sali.
Ruszyliśmy ponownie. Po kilku minutach kompletnej ciszy znaleźliśmy się naprzeciwko dobrze znanych mi drzwi. Weszliśmy gdy tylko woźny otworzył drzwi.
- Myśleliście, że się wam da umknąć, prawda szczeniaki ? – zapytał Filch – Głupie małolaty. Macie mnie za idiotę. Gdy tylko ta kreatura zaczęła wywrzaskiwać o wagarach moja kotka powiadomiła mnie i zacząłem szukać. Naturalnie siódme piętro.
- My nie wagarujemy – powiedziałam.
-Naturalnie, że nie ale tę bajeczkę to będziecie pani profesor wciskać. Mam nadzieję, że da mi pozwolenie na srogi szlaban dla was. Toż to początek roku, a wy tacy.. rozbestwieni.
- Ogłuchł Pan? – zapytał głośno Potter – Pani PREFEKT powtórzyła kilkakrotnie , że to nie są wagary.
- Pan , Panie Potter niech się lepiej PRZYMKNIE. Bo o ile mi wiadomo, w porównaniu do panny Evans pan prefektem nie jest i kartoteka w moje szufladce już jest dość PEŁNA.
- Nic mnie to nie obchodzi. Nie jesteśmy na wagarach , więc nie ma pan prawa nas..
- Nie ty chłopcze będziesz decydował co mam prawo a czego nie – krzykną woźny
- James , uspokój się – powiedziałam powoli
- Nie. Jakiś idiota nie będzie ze mnie robił kozła ofiarnego.
- Idiota? – wrzasną Filch – ja Ci dam idiotę, gówniarzu. Popamiętasz sobie ten szlaban na długo, oj na długo.
Rozległ się dzwonek i tupot setek stóp.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich opiekunka mojego domu.
- No. Słucham. – rzekła zatrzaskując drzwi. – Co macie na swoje wytłumaczenie
- Pani Profesor , powtarza pani ten tekst zawsze gdy tylko mnie widzi.
- Nie dziw się Potter, zwykle cos majstrujecie.
- Ale tym razem nic.. – powiedziałam
- Panna Evans? To ty nie w Skrzydle Szpitalnym? – surowy głos nauczycielki złagodniał
- Oni wagarowali, pani profesor – zaskrzeczał
- Tak, pamiętam co mówiłeś. Ale zupełnie nie rozumiem – odpowiedziała
- Pani Pomfrey mi zakazała iść dziś na zajęcia – powiedziałam
- Wiem, z mojego polecenia. – rzekła kobieta.
- A Potter? – zapytał Filch, któremu zwęziły się źrenice.
- Słucham. – głos McGonagall był suchy.
- Mam pozwolenie na OPUSZCZENIE dzisiejszych zajęć od profesora Dumbledore’a. Jak również Syriusz Black, Peter Pettigrew, Dorcas Meadowes i Remus Lupin. Żeby móc ją przywitać – tu wskazał na mnie głową.
- Wierzę Potter. Nie podpierałbyś się dyrektorem gdybyś nie miał podstaw. Jesteście wolni.
- On mnie nazwał idiotą – wrzasną Filch.
- Nie sądziłem, że pana tym obrażę. – powiedział powoli Potter. - bo myślałem, że pan o tym wie – dodał niemal niesłyszalnie.
- Słucham? – zapytał woźny
- Nic nie mówiłem – odparł James.
- Potter, mam dość użerania się z tobą i twoją bandą. Dalibyście już spokój uprzykrzaniu życia innym . Gryffindor traci 5 punktów za obrazę pracownika szkoły. A teraz wynocha. Panno Evans, niech pani chwilę poczeka.
Potter wyszedł jak również Filch. Zamknęli drzwi. Zadzwonił dzwonek.
- Coś się stało, pani profesor? – zapytałam uprzejmie
- Nie. Jak się czujesz?
- W porządku.
- Kiedy byłaś nieprzytomna, musiałam skontaktować się z twoimi rodzicami. Są mugolami i jak wiesz nie mogli przybyć Hogwartu. Powinnaś do nich napisać, że jesteś zdrowa. Zapewne odchodzą od zmysłów.
- Oczywiście – przytaknęłam
- To zdarzenie w pociągu.. to był przypadek, prawda ? Nikt Cię nie popchnął, nie rzucił zaklęcia?
- Czysty przypadek i moja _nieuwaga.
- Musiałam zapytać. No dobrze, nic już nie ma do ciebie. Jeśli będziesz tak łaskawa przypilnuj pana Pottera, żeby się zachowywał przyzwoicie w tym roku, dobrze?
- Postaram się, chociaż wątpię, że cokolwiek na niego zadziała.
- Zapewne masz racje. Do widzenia.
- Do widzenia.
Wstałam i wyszłam z gabinetu. Udałam się w stronę Pokoju Wspólnego. Przy pierwszym zakręcie drogę zagrodził mi..
- Potter ? – zapytałam –
Znów na Ciebie wpadam- Muszę odpocząć.. –zaczęłam niewyraźnie..
- To zrozumiałe – odpowiedziała Dorcas – ale najpierw musisz nam..
-Powiedziała, że musi odpocząć, ogłuchłaś Dorcas? – głos Pottera nagle stał się nieco bardziej agresywny.
-Nie mów do mojej przyjaciółki w taki sposób – warknęłam ze złością.
- Oh, dajcie spokój – Black starał się załagodzić sytuację – James nie miał na myśli obrażać Meadowes, więc się Ruda nie unoś, co nie?
- Chodźmy stąd – szepnęłam do Dorcas. Wstała i poszła za mną do naszego dormitorium rzucając zaniepokojone spojrzenie za siebie. Zatrzasnęłam drzwi, jednak wcześniej usłyszałam głos Pottera wywrzaskujący coś o lojalności i kompletnym idiocie.
- A temu co? –zapytałam Dorcas
- Nie wiem – wzruszyła obojętnie ramionami – Jakiś drażliwy na wszystko przez cały ten czas.
- Mmmm..
Weszłyśmy do pokoju i rzuciłam się na łóżko.
- Czemu nie jesteś na lekcjach ? I oni?
- Za sprawą specjalnego pozwolenia od Dumbiego. Stwierdził, że trzeba Cię jakoś przywitać więc możemy sobie labę zrobić na dziś. Ale na imprezę nie pozwolił, chociaż Black tak ładnie przekonywał..
- Co się tak nagle zaczęłam z Huncwotami trzymać?
- No wiesz, Ty leżałaś w Skrzydle, Vera .. ona jest jakaś inna. Nagle jak Ciebie nie ma zaczęła wąty stroić, że się puszczam, że się rządzę to jej powiedziałam, żeby sama nie zgrywała cnotki, i że takie słodkie idiotki jak ona marnie kończą to się k*rwa obraziła. A Mary zaczęła zakuwać , zresztą z nią to ani o chłopakach za bardzo nie pogadasz ani o zabawie. Więc zostali Huncwoci.
- Vera z takimi tekstami ? To do niej niepodobne – prychnęłam
- Mówiłam Ci że coś jej się tu i ówdzie ułożyło inaczej niż zwykle..
- Nie rusza Cię to?
- Nie. Dobrze wiesz, że wolę szczerze usłyszeć, że jestem taka i tak niż żeby mi mydlono oczy kłamstwem.
- Rozumiem. I co? Fajnie się panami czas spędza?
- Bardzo. Już wiem gdzie jest kuchnia na przykład. Skrzaty się aż paliły żeby mi coś dać, ale niestety procentowych nie chciały. No cóż, to załatwiają cały czas chłopcy. Nadal nie wiem jak. Ale cóż, na dodatkowe plusy tej znajomości muszę jak widać jeszcze trochę poczekać.
- Co z Jasperem?
- Mmm.. przychodził do Ciebie, ględził mi , żebyś się wybudziła szybko i takie tam.
- A..
- A Severus był z nami raz u Ciebie, czy sam to nie wiem. Trzyma się ze swoją bandą więc się nie wcinam.
Mamy cały dzień na nic nie robienie. Od czego zaczynamy? Piątek jest.
-Od umycia się – wybuchłam śmiechem i po przegrzebaniu kufra i wyciągnięciu kosmetyczki udałam się do łazienki.
Napuściłam ciepłej wody. Nalałam swojego ulubionego płynu i rozebrałam się. Położyłam się w wodzie i odpłynęłam. Ciepła woda koiła mi zmysły. Muszę podsumować. Severus żyje w swoim świecie. Jasper się martwił. Vera się kłóci. Mary się uczy. Dorcas to zwisa. Przyjaźni się z Huncwotami. Lupin mnie tuli. Potter się drze. Black uspokaja. Peter cicho jak zwykle. Coś niewidzialnego mnie trzyma za rękę. Brr.. coś dziwnego.
Patrzyłam za okno. Z łazienki był widok na las oczywiście. Nie lubiłam chodzić do Łazienki Prefektów. Była dla mnie za duża. Tu jest swojsko. Po jakiejś godzinie rozległo się pukanie.
- Żyjesz ?
- Taaaa… - odpowiedziałam wynurzając się z wody.
- To wyłaź.
Chcąc nie chcąc wyciągnęłam korek i patrzyłam jak woda spływa wirem do kanału. Fascynujący widok. Na serio. Potem wzięłam zimny prysznic i wyszłam z wanny. Roztarłam ciało ręcznikiem, następnie owinęłam się i wyszłam z łazienki. Dorcas siedziała rozwalona na łóżku malując paznokcie.
- Mrr kocie, jakaś ty seksi – zachichotała patrząc na mnie
Podeszłam do kufra szukając ubrań. Nie znalazłam tam nic. Popatrzyłam zdziwiona na Dorcas.
- W szafie – wskazała stopą na ów mebel.
Podeszłam do niej i otworzyłam. Jak zwykle. Dwie szafy. Jedna moja i Dori, druga Mary i Very.
Wyciągnęłam spodnie i byle jaka koszulkę. Ubrałam się szybko. Założyłam ręcznik na głowę i zaczęłam się malować. Puder, kredka, tusz, błyszczyk. Jako tako. Włosy suche. Rozczesałam rude siano. Zebrałam kucyk.
- Rozpuść – nakazała Dorcas.
- Co?
- Rozpuść – powtórzyła
- Po co?
- Bo Ci ładniej. Wyglądasz jak niedorozwój po kilku dniach niejedzenia to nie pokazuj tego aż tak bardzo. Rozpuść.
- Dziękuje Dorcas. Wiedziałam, że nie zawiedziesz mnie w kwestii skomentowania mojego wyglądu.
- Proszę uprzejmie – odpowiedziała ze śmiechem
Zeszłyśmy na dół. W pokoju siedział tylko Black i Potter. Popatrzyłam na Dorcas niewyraźnie, ale ta już dosiadała się do nich.
- Hej Czarna. Co tam?
- Nie było mnie ze dwie godziny, gdyż czekałam aż rude czupiradło się wyzbiera więc nie bardzo miało się co zmienić , Black. Po za kolorem moich paznokci.
- Racja. Są.. mroczne. Jak twój charakter.
- Raczej, jak mrok z otchłani debilności niektórych osób – rzekła raźno.
Widać, fakt że się zakumulowali nie zmienił ich słynnych wymian zdań. Każde z nich było mistrzem riposty, popularnym i pożądanym, rozkapryszonym i rozpustnym. Ale co tam.
- Ruda – powiedział Syriusz – stwierdzam, że dobrze mieć Cię wśród żywych.
- Co za miłe słowa, Black. Co ode mnie chcesz? – zapytałam z rezerwą.
- Urażasz moją godność. Już nie można koleżance stwierdzić, że się cieszę z jej powrotu po rekonwalescencji?
- Nie zgrywaj idioty. Dobrze wiem, że coś chcesz tylko jeszcze nie wiem co.
- Z całą pewnością – warknął – Człowiek stara się być miły, a ta zaraz postanawia się doszukać drugiego dna. Ruda wredna. Wydało się.
- Black, skarbie najdroższy mam prośbę. Zamknij się , lepiej zrobisz dla świata - Dorcas uśmiechnęła się promiennie.
- Świetnie – mruknął.
- Mmmm.. odpowiedziała.
- Jak się czujesz? – po raz pierwszy odezwał się Potter.
- Nawet dobrze.
- Widzę, że wróciła Ci pamięć – powiedział powoli.
- Zgadza się – przytaknęłam.
- To dobrze – odpowiedział.
- Idzie Remus – rzekł Black.
I rzeczywiście w tym momencie do pokoju wszedł Lupin. Wyglądał na nieobecnego.
- Hej Lunio – zawołał Syriusz – Chodź do nas..
- Co? – zapytał skołowany ? – Nie.. ja nie.. – i poszedł do drzwi prowadzących do dormitoriów.
- A temu co? – zapytałam
- Nie wiem – Black wyraźnie się zmieszał
- Idę się przejść – powiedział nagle Potter wstając
Przyjrzałam mu się jak odchodził.
- Ostatnio jest jakiś dziwny – zauważyła Dorcas
- No.. hormony, no nie? – powiedział powoli Black
- Nie wciskaj mi, że Potter nagle zaczął dojrzewać -prychnęła
- Może się zakochał – podsunęłam
- Ej to możliwe – Czarna wyraźnie się ożywiła i wbiła wzrok w Syriusza.
- Nie wiem – powiedział Black wzruszając ramionami.
- Głodna jestem. Idę coś zjeść – wstałam powoli. Taka tajna konspiracja stosowana zawsze przez nas. Jak „idę coś zjeść” to Dorcas używa całego swojego uroku osobistego i dowiaduje się co trzeba. Zwykle skutkuje.
Wyszłam z Pokoju Wspólnego i udałam się w kierunku Wieży Astronomicznej. Lubiłam tam przesiadywać i nikt tam nigdy nie przychodził. Szłam spokojne kolejnymi korytarzami. Nagle usłyszałam trzaski. Irytek, pomyślałam. Szybko weszłam do Sali obok mnie i jakież było moje zdziwienie gdy spotkałam w niej ..
- Evans? – zapytał Potter - co Ty tu ..?
- Ciii.. na korytarzu jest..
- Irytek, wiem. Też się tu chowam.
Nagle usłyszeliśmy głośnie „uiiiiiiiii” i drzwi otworzyły się. Wleciał przez nie denerwujący duszek.
- Ulala – zachichotał okropnie – Dzieciaki labują. Ha ha ha..
- Irytek, my nie labujemy – rzekłam powoli.
- No jasne, że nie.. Ale nikt w to nie uwierzy ha ha ha – i wyleciał z Sali krzycząc „wagary, wagary, wagary na siódmym piętrze”
- Zmywamy się – Potter złapał mnie za nadgarstek i rzucił się w kierunku drzwi. Ciągną mnie za sobą długo przez kilka minut biegu. Nagle zatrzymał się i nacisnął jakąś cegłę. Pojawiła się dziura w ścianie.
- Właź i nic nie mów.
- Lumos – mruknęłam wyciągając różdżkę. Nie było wiele miejsca. Kiedy ściana się zasklepiła czułam oddech Pottera na swojej szyi. Nagle złapał mnie w pasie.
- Co ty do cholery wyprawiasz? Puszczaj mnie! – nakazałam oburzona.
- Nie ględź tylko się mnie złap.
- Po moim trupie – krzyknęłam, jednak nie było to za bardzo zgodne z prawdą bo w tym samym momencie podłoga pod nami zniknęła i zaczęliśmy spadać, a ja przytuliłam się do niego bardzo mocno. Po chwili wylądowaliśmy na ziemi. Nadal było tak koszmarnie mało miejsca ale już go puściłam.
-Yyyy.. ja przepraszam.. – wyjąkałam. – Nie powinnam była.
- Nie szkodzi – odezwał się spokojnie.
- Co to za przejście?
- Odkryłem go kiedyś zwiewając prze Filchem. Bardzo przydatne jak chcesz dać nogę. Jesteśmy na parterze. Zapal światełko jeśli łaska.
Gdy rzuciłam zaklęcia zaczął przyglądać się ścianie. Nacisnął ponownie jakąś cegłę i pojawiła się dziura.
- Panie przodem – ustąpił miejsca.
Wyszłam na korytarz i otrzepałam się Gdy tylko zamknęła się dziura zza rogu wyszedł Filch.
- No no no..Czyli Iryt nie kłamał.
Popatrzyłam ze strachem na Jamesa. Ten nie wykazywał oznak nawet zdenerwowania.
- Pan Potter i panna Evans. – rzekł woźny uśmiechając się złośliwie. – zapraszam za mną.
Ruszyliśmy bez słowa za nim. Poprowadził nas pod sale transmutacji. Spojrzałam na Pottera. Był zaskakująco spokojny i obojętny.
Woźny podszedł do drzwi i zapukał w nie a następnie wszedł do Sali.
- Profesor McGonagall – zaskrzeczał – mógłbym prosić?
- Prowadzę lekcję, nie widzisz? – usłyszeli jej srogi głos.
- Mam wagarowiczów. Z Gryffindoru.
- Zaprowadź ich do mojego gabinetu. Przypilnujesz ich tam, ja przyjdę na przerwie. – zagrzmiała
- Idziemy – warknął Filch wychodząc z Sali.
Ruszyliśmy ponownie. Po kilku minutach kompletnej ciszy znaleźliśmy się naprzeciwko dobrze znanych mi drzwi. Weszliśmy gdy tylko woźny otworzył drzwi.
- Myśleliście, że się wam da umknąć, prawda szczeniaki ? – zapytał Filch – Głupie małolaty. Macie mnie za idiotę. Gdy tylko ta kreatura zaczęła wywrzaskiwać o wagarach moja kotka powiadomiła mnie i zacząłem szukać. Naturalnie siódme piętro.
- My nie wagarujemy – powiedziałam.
-Naturalnie, że nie ale tę bajeczkę to będziecie pani profesor wciskać. Mam nadzieję, że da mi pozwolenie na srogi szlaban dla was. Toż to początek roku, a wy tacy.. rozbestwieni.
- Ogłuchł Pan? – zapytał głośno Potter – Pani PREFEKT powtórzyła kilkakrotnie , że to nie są wagary.
- Pan , Panie Potter niech się lepiej PRZYMKNIE. Bo o ile mi wiadomo, w porównaniu do panny Evans pan prefektem nie jest i kartoteka w moje szufladce już jest dość PEŁNA.
- Nic mnie to nie obchodzi. Nie jesteśmy na wagarach , więc nie ma pan prawa nas..
- Nie ty chłopcze będziesz decydował co mam prawo a czego nie – krzykną woźny
- James , uspokój się – powiedziałam powoli
- Nie. Jakiś idiota nie będzie ze mnie robił kozła ofiarnego.
- Idiota? – wrzasną Filch – ja Ci dam idiotę, gówniarzu. Popamiętasz sobie ten szlaban na długo, oj na długo.
Rozległ się dzwonek i tupot setek stóp.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich opiekunka mojego domu.
- No. Słucham. – rzekła zatrzaskując drzwi. – Co macie na swoje wytłumaczenie
- Pani Profesor , powtarza pani ten tekst zawsze gdy tylko mnie widzi.
- Nie dziw się Potter, zwykle cos majstrujecie.
- Ale tym razem nic.. – powiedziałam
- Panna Evans? To ty nie w Skrzydle Szpitalnym? – surowy głos nauczycielki złagodniał
- Oni wagarowali, pani profesor – zaskrzeczał
- Tak, pamiętam co mówiłeś. Ale zupełnie nie rozumiem – odpowiedziała
- Pani Pomfrey mi zakazała iść dziś na zajęcia – powiedziałam
- Wiem, z mojego polecenia. – rzekła kobieta.
- A Potter? – zapytał Filch, któremu zwęziły się źrenice.
- Słucham. – głos McGonagall był suchy.
- Mam pozwolenie na OPUSZCZENIE dzisiejszych zajęć od profesora Dumbledore’a. Jak również Syriusz Black, Peter Pettigrew, Dorcas Meadowes i Remus Lupin. Żeby móc ją przywitać – tu wskazał na mnie głową.
- Wierzę Potter. Nie podpierałbyś się dyrektorem gdybyś nie miał podstaw. Jesteście wolni.
- On mnie nazwał idiotą – wrzasną Filch.
- Nie sądziłem, że pana tym obrażę. – powiedział powoli Potter. - bo myślałem, że pan o tym wie – dodał niemal niesłyszalnie.
- Słucham? – zapytał woźny
- Nic nie mówiłem – odparł James.
- Potter, mam dość użerania się z tobą i twoją bandą. Dalibyście już spokój uprzykrzaniu życia innym . Gryffindor traci 5 punktów za obrazę pracownika szkoły. A teraz wynocha. Panno Evans, niech pani chwilę poczeka.
Potter wyszedł jak również Filch. Zamknęli drzwi. Zadzwonił dzwonek.
- Coś się stało, pani profesor? – zapytałam uprzejmie
- Nie. Jak się czujesz?
- W porządku.
- Kiedy byłaś nieprzytomna, musiałam skontaktować się z twoimi rodzicami. Są mugolami i jak wiesz nie mogli przybyć Hogwartu. Powinnaś do nich napisać, że jesteś zdrowa. Zapewne odchodzą od zmysłów.
- Oczywiście – przytaknęłam
- To zdarzenie w pociągu.. to był przypadek, prawda ? Nikt Cię nie popchnął, nie rzucił zaklęcia?
- Czysty przypadek i moja _nieuwaga.
- Musiałam zapytać. No dobrze, nic już nie ma do ciebie. Jeśli będziesz tak łaskawa przypilnuj pana Pottera, żeby się zachowywał przyzwoicie w tym roku, dobrze?
- Postaram się, chociaż wątpię, że cokolwiek na niego zadziała.
- Zapewne masz racje. Do widzenia.
- Do widzenia.
Wstałam i wyszłam z gabinetu. Udałam się w stronę Pokoju Wspólnego. Przy pierwszym zakręcie drogę zagrodził mi..
- Cała przyjemność po mojej stronie. Czekałem na Ciebie – przyznał z lekkim uśmiechem
- Nie wątpię – uśmiechnęłam się delikatnie – Ale McGonagall tylko gadała, żebym powiedziała rodzicom, że jest OK ze mną.
- Aaa..
- I że mam was jakoś ogarnąć w tym roku – chłopak prychnął- Powiedziałam jej, że to niemożliwe.
- Jak dobrze nas znasz – odparł ze śmiechem
- Jak Ci minęły wakacje ? – zapytałam. Zdałam sobie sprawę, że ostatnia nasza rozmowa dotyczyła ojca Dorcas.
- Jakoś zleciały – powiedział krótko i zamilkł.
Szliśmy w całkowitym milczeniu, aż do portretu zakrywającego przejście do Pokoju Wspólnego.
- Hm.. – powiedziałam – Miło się z tobą uciekało przed woźnym i w ogóle.. ale może nie wspominajmy o tym nikomu, co?
- Dlaczego? – zapytał cicho – Wstydzisz się?
- Nie. Po prostu uważam, że zaraz zaczęły by się niepotrzebne plotki i nie bardzo mi się to teraz uśmiecha.
- No tak – przytaknął.
- To co ? Kurtyna milczenia na dzisiejsze zdarzenia? – zapytałam wyciągając rękę
- Rymujesz – powiedział
- Przypadek – uśmiechnęłam się.
- Mam pytanie – zaczął niewinnie
- Tak?
- Umówisz się ze mną, Evans?
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
...
~K