Pierwszy września tysiąc dziewięćset
siedemdziesiąty pierwszy rok. Dziś ma zacząć się moja przygoda. Sama nie wiem
czy powinnam się bać. Siedzę w swoim pokoju, chociaż dopiero świta. Mama mówiła, że muszę się wyspać, ja jednak
nie mogę zasnąć. Severus mówił mi już, gdzie jest wejście na peron 9 i ¾. Ciekawe czy będzie bolało przejście przez tą
barierkę. A mama i tata i Tunia? Czy oni też będą mogli dostać się do świata
czarodziei, skoro są mugolami? Mugole. Odkąd Sev użył tego wyrazu na placu
zabaw kilka lat temu bardzo często go używamy.
Profesor Dumbledore był tu w styczniu To już tak dawno. Powiedział mojej mamie
i tacie, że jestem czarownicą. Kilka lat temu Severus mi mówił żebym im nie
mówiła to będą mieć niespodziankę. Nie wiem czy Tunia im powiedziała.. ale
wyglądali na zszokowanych więc pewnie nie. Albo świetnie udawali. I to w moje
urodziny. Pamiętam to jak by to było
dziś. Moje przyjęcie urodzinowe.. Była Tunia, mama i tata, Grace ciocia z wujkiem, Jasper no i Severus. Cały dom udekorowano na
zielono, mój ulubiony kolor. Wszędzie porozwieszano baloniki i serpentyny.
Grace nawet z pomącą wujka Jima zawiesiła na kominku proporczyk z napisem „WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO
LILY W DNIU 11 URODZIN” i dookoła napisu zielone listki i białe lilie. Ona jest
wspaniałą artystką. A potem kiedy już wszyscy poszli, kiedy już było bardzo
ciemno ktoś zapukał do drzwi. Severus mi pokazywał go na kartach z
czekoladowych żab więc go poznałam. Do mojego przedpokoju wszedł Dumbledore.
Rodzice na moją prośbę go zaprosili i zaczęła się rozmowa. Wtedy uznałam, że
zamiast od obcego człowieka powinni dowiedzieć się ode mnie. Siedzieliśmy wszyscy w salonie i była
cisza.
- Mamusiu, tato..- powiedziałam z lekkim uśmiechem – to jest profesor
Dumbledore – wskazałam na niego i zobaczyłam uśmiech w niebieskich oczach. - Kto to jest? – ton mamy był niepewny, ale wyraźnie jej ulżyło na słowo „profesor” i fakt, że go znam. Chodziłam do mugolskiej szkoły i mówiąc nieskromnie byłam bardzo uzdolniona – Czy to jakiś Twój nauczyciel skarbie?
- JESZCZE nie jestem nauczycielem Liliane – rzekł profesor z uśmiechem – jednak jeśli Państwo wyrażą zgodę chciałbym aby Państwa córeczka uczyła się w szkole, której jestem dyrektorem. Ta szkoła nazywa się Hogwart i jest szkołą niezwykłą. Niezwykłą w taki sposób, ze jest dla wyjątkowych. A Państwa córka bez wątpienia jest wyjątkowa, ponieważ jest..
- Czarownicą. – wypaliłam. – Jestem czarownicą.
- Czarownicą, czarodziejką, wróżką, jak kto woli – dopowiedział profesor – Ale nie wiedźmą , gdyby ktoś miał wątpliwości
- Jakim cudem ? – Głos mamy był opanowany.
- To się niekiedy zdarza – powiedział profesor – Uaktywniają się prastare geny, o których wielu nie ma pojęcia. Lily jest wyjątkowa. To nic złego.
- Mamusiu – powiedziałam, kiedy profesor skończył – Sev i Jasper to też czarodzieje..
- Tak właśnie – powiedział profesor – Pan Snape ma geny po matce o ile się nie mylę, natomiast pan Lawrence po obojgu rodzicach.
- No dobrze – po raz pierwszy odezwał się ojciec – Lily czy chciałabyś chodzić do tego Hogwartu czy jak tam.
-TAK, TAK, TAK, TAK, TAK!!!!!
Profesor Dumbledore zachichotał i popatrzył po wszystkich przyjaźnie a następnie wyciągną z pod płaszcza drewniany patyczek. Różdżka. Popatrzyłam na nią z zazdrością, bo odkąd tylko pamiętam chciałam taką mięć. Dumbledore machnął nią krótko i przed nim pojawił się plik kartek.
- Rok szkolny zaczyna się każdego roku 1 września. Nauka trwa siedem lat. Dorosłym – w świecie czarodziejów – stajemy się w momencie ukończenia siedemnastych urodzin.
Mama z tatą popatrzyli po sobie.
- Lily słońce najdroższe – powiedziała mama. – Nie
jestem pewna czy Ci pozwolić.. Jesteś jeszcze taka malutka..
- Czy chcecie Państwo pozwolić aby córka się zmarnowała? – głos czarodzieja stał się poważny i surowy.
- Czy chcecie Państwo pozwolić aby córka się zmarnowała? – głos czarodzieja stał się poważny i surowy.
- Nie, natomiast
nie jestem przekonana do końca. NIC, nie wiemy o szkole, o Panu, o
magii. Dowiadujemy się wszystkiego z dnia na dzień i Pan chce nam zabrać córkę
na całe siedem lat?
- Mamo, są wakacje, ferie.. – zaprotestowałam
- Liliane – odezwał się Dumbledore. – Od jak dawna wiesz o swoich magicznych zdolnościach?
- Odkąd miałam 9 lat – powiedziałam cicho. – Od Severusa.
- I nie powiedziałaś rodzicom, ponieważ … ?
- Bo chciałam im zrobić niespodziankę.
Rodzice popatrzyli po sobie zdumieni. Potem mama powiedziała, do mnie żebym poszła do siebie a oni porozmawiają z profesorem i następnego dnia powiedzą mi swoją decyzję. Zawsze kiedy tak mówiła, znaczyło to złe wiadomości, więc zrezygnowana powlokłam się do swojego pokoju. Petunia siedziała na swoim łóżku i patrzyła na mnie pustymi oczami.
- Wszystkiego najlepszego raz jeszcze Lili – powiedziała smutno. Wiedziałam, że cierpi bo jej nie dano możliwości bycia czarodziejką. Ukrywała to dobrze, jednak czasem była bardzo niemiła. Wiem, że cierpi bo kiedyś z Sevem znaleźliśmy przypadkiem jej list od profesora Dumbledora. Nie wiem co do niego pisała, ale odpowiedź była taka, że mi zrobiło się przykro. Była ode mnie starsza 3 lata i bardzo chciałam, żeby poszła ze mną do tej szkoły. Ale teraz kiedy już spodziewałam się że do niej nie pójdę chciałam jej o tym powiedzieć.
- Tuniu, na dole jest profesor Dumbledore – jej oczy się rozszerzyły, bo wiedziała ze oznacza to dla nas rozstanie. – A rodzice chyba nie puszczą mnie do szkoły. Nie musisz się na mnie złościć.
- Nie złoszczę – podeszła do mnie i przytuliła mnie tak jak dawniej. – Odwróć się zrobię ci warkocza.
Bardzo delikatnie zaczęła mi rozczesywać włosy i splatać od samej góry. Trochę bolało ale zawsze tak było, nawet jak mama robiła. Babcia mówiła , że to dlatego że mam za długie włosy. Były prawie do kolan. Długie, kręcone i rude. W tym momencie pomyślałam, że jeśli pojadę do Hogwartu, to znaczy jeśli rodzice się zgodzą to je zetnę.
Wieczór nam minął spokojnie i jedyną rzeczą, która zwróciła naszą uwagę było głośne trzaśnięcie drzwi koło północy . Zasnęłam zapłakana ale wtulona w ramiona Petunii. Rano obudziłam się, kiedy słońce było już wysoko. Spojrzałam na zegarek na ścianie w kształcie sowy. Poderwałam się z łóżka i zbiegłam w piżamie na dół. Nikogo nie było, ale w kuchni na stole leżała kartka od mamy, że pojechali z Petunią na zakupy na cały dzień i że w lodówce mam obiad bo będą późno. Zjadłam moje ukochane płatki z malinami i poszłam na górę. Łazienka i chwila koło szafy i była gotowa do wyjścia. Wzięłam klucze i zamknęłam drzwi. Było zimno. Pobiegłam do naszego miejsca .. naszego to znaczy Seva, Jesa i mojego. Taki opuszczony dom koło rzeki. Zawsze tam się spotykaliśmy. Po kilki minutach byłam na miejscu ale nikogo nie zastałam, więc wróciłam do domu. Nadal było pusto. Posprzątałam u siebie, w kuchni, w łazience, w salonie.. Taki ze mnie maniak był czasem, ale tylko wtedy kiedy się denerwowałam. Potem wzięłam się za książkę. Nie pamiętam już dziś tytułu, ale była o magii.. O wróżce, która zakochała się w wilkołaku. Czytałam, aż zasnęłam, a obudziło mnie dopiero poklepywanie po ramieniu. Tata mnie obudził i zaprosił do salonu. Palił się wtedy kominek, a na zewnątrz było ciemno i padał gęsto śnieg. Na stole leżały torebki z nieznaną mi zawartością i wielki zamknięty kufer. Mama uśmiechnęła się do mnie zachęcająco i skinęła głową, żebym zobaczyła zawartość. Najpierw sprawdziłam zawartość toreb. Mnóstwo ubrań. W wielu kolorach. Moich kolorach. Czyżby dla mnie?
- Mamo, co to?
- Taki nasz prezent. Dla Ciebie.
Petunia unikała mojego wzroku. Siedziała u boku ojca . Byli podobni. Z tym, że on był radosny, a ona albo smutna albo zła.
- Z jakiej okazji ? – zapytałam spokojnie
- Pożegnalnej – szyderczo powiedziała Petunia.
- Przecież nigdzie nie jadę, więc nie musisz być złośliwa Tuśka.- Nie lubiła jak tak do niej mówię. – Mówiłam Ci wczoraj…
- Tak kłamczucho! A ja Ci uwierzyłam
- Spokojnie dziewczynki – tata nas uspokoił – Liluś, właśnie że jedziesz. We wrześniu. Zobacz ten kufer.
Podeszłam do niego z wahaniem, otworzyłam i zamarłam. Mnóstwo książek, piór i tych magicznych rzeczy o których mówili chłopaki. Zauważyłam, że mama płakała i ja też zaczęłam. To była ich decyzja. To było moje nowe życie. Już niedługo miałam być kimś innym. Kimś wyjątkowym. Zyskałam wtedy wiele i wiele straciłam. Siostrę. Była przez te wszystkie miesiące dla mnie złośliwa. Unikała mnie, szydziła, nabuntowała koleżanki ze szkoły i nikt mnie nie lubił. A tak bardzo chciałam, żeby była przy mnie, wtedy kiedy miałyśmy się rozstać. Ona już nie była częścią mojego życia, ale Grace w nim została. Wspierała mnie i wcale nie szydziła. Poszła ze mną do salonu fryzjerskiego w połowie lutego. Wedle obietnicy złożonej sobie, ścięłam włosy. Do ramion. fryzjerka prawie płakała kiedy naciskała nożyczki. A babcia mi potem gratulowała odwagi. Spędzaliśmy czas we 4.. Ja, Grace, Jasper i Severus. Oni nie uczyli się w mojej szkole. Tylko ja, Grace i Tunia. Moja złośliwa siostra, naszej kuzynce też załatwiła przykrość. Nikt się do nas nie zbliżał. Przetrwałyśmy. Rodzina Evans, zawsze przetrwa. Nadeszły wakacje i mama poszła ze mną do Państwa Lawrence. Mama Jaspera otworzyła nam i kiedy usłyszała gdzie chcemy się z nią wybrać wybuchła głośnym serdecznym śmiechem. Zabrała nas do domu i postawiła przed kominkiem. Spodziewałam się, że chce użyć proszku Fiuu o którym mówił Jasper i Sev, ale mama wyglądała na spanikowaną kiedy pani Elisa dała mi pudełko z zielonym proszkiem i kazała rzucić w ogień i wejść.
- Na Pokątną – krzyknęłam i pożarły mnie zielone płomienie.
Chwile potem pojawiła się mama i Pani Lawrence. Nie byłam tu jeszcze. A na mamie widok nie zrobił już wrażenia, bo mówiła, że zabrał ją tu Dumbledore zaraz po moich urodzinach. Wiedziałam, że czas na różdżkę. Spełnienie moich marzeń. Pani Lawrence zaprowadziła mnie pod sklep. Powiedziała do mnie i do mojej mamy, że „tę podróż muszę odbyć sama”. Weszłam. Było cicho i pusto. Sklep wyglądał niemal jak biblioteka, jednak zamiast książek były stosy niewielkich pudełek. Po chwili z głębi sklepy wyłonił się staruszek i bardzo jasnymi oczami i włosami. Uśmiechną się do mnie przyjaźnie. Niepewnie odwzajemniłam uśmiech.
- Do Hogwartu? – zapytał cicho. Przytaknęłam. – Wielu z was mnie ostatnio odwiedza. Pomyślmy.. – rozejrzał się po pomieszczeniu. Chwiejnym krokiem podszedł do jednego ze stosów. – Może tę na początek. 8 i pół cala, jesion i włos z głowy jednorożca. Która ręka ma moc?
- Eee jestem prawo ręczna.- Podał mi ją, jednak nie wiedziałam co z nią zrobić.
– No machnij! – rzekł staruszek. Zgodnie z jego poleceniem zgięłam rękę, jednak nic się nie stało. Zabrał mi różdżkę z ręki i podał nową.
-Jaka to? – zapytałam zaciekawiona
- Głóg i pióro feniksa. Równiutkie 10 cali. Doskonała dla aurorów. – Odnotowałam w głowie, żeby dowiedzieć się kim są aurorzy. Machnęłam i zbiłam wazon. Na odległość. Przerażona spojrzałam na niego. Może nie dla mnie jest różdżka. Zabrał ją i schował do pudełeczka. Zawahał się prze chwilę i podał mi wyjątkowo jasne opakowanie.
- Coś czuję, że to będzie ta. Wierzba, 10 i ¼ cala. Bardzo elegancka, dla eleganckiej czarownicy – skłonił się przede mną.
- Liliane – odezwał się Dumbledore. – Od jak dawna wiesz o swoich magicznych zdolnościach?
- Odkąd miałam 9 lat – powiedziałam cicho. – Od Severusa.
- I nie powiedziałaś rodzicom, ponieważ … ?
- Bo chciałam im zrobić niespodziankę.
Rodzice popatrzyli po sobie zdumieni. Potem mama powiedziała, do mnie żebym poszła do siebie a oni porozmawiają z profesorem i następnego dnia powiedzą mi swoją decyzję. Zawsze kiedy tak mówiła, znaczyło to złe wiadomości, więc zrezygnowana powlokłam się do swojego pokoju. Petunia siedziała na swoim łóżku i patrzyła na mnie pustymi oczami.
- Wszystkiego najlepszego raz jeszcze Lili – powiedziała smutno. Wiedziałam, że cierpi bo jej nie dano możliwości bycia czarodziejką. Ukrywała to dobrze, jednak czasem była bardzo niemiła. Wiem, że cierpi bo kiedyś z Sevem znaleźliśmy przypadkiem jej list od profesora Dumbledora. Nie wiem co do niego pisała, ale odpowiedź była taka, że mi zrobiło się przykro. Była ode mnie starsza 3 lata i bardzo chciałam, żeby poszła ze mną do tej szkoły. Ale teraz kiedy już spodziewałam się że do niej nie pójdę chciałam jej o tym powiedzieć.
- Tuniu, na dole jest profesor Dumbledore – jej oczy się rozszerzyły, bo wiedziała ze oznacza to dla nas rozstanie. – A rodzice chyba nie puszczą mnie do szkoły. Nie musisz się na mnie złościć.
- Nie złoszczę – podeszła do mnie i przytuliła mnie tak jak dawniej. – Odwróć się zrobię ci warkocza.
Bardzo delikatnie zaczęła mi rozczesywać włosy i splatać od samej góry. Trochę bolało ale zawsze tak było, nawet jak mama robiła. Babcia mówiła , że to dlatego że mam za długie włosy. Były prawie do kolan. Długie, kręcone i rude. W tym momencie pomyślałam, że jeśli pojadę do Hogwartu, to znaczy jeśli rodzice się zgodzą to je zetnę.
Wieczór nam minął spokojnie i jedyną rzeczą, która zwróciła naszą uwagę było głośne trzaśnięcie drzwi koło północy . Zasnęłam zapłakana ale wtulona w ramiona Petunii. Rano obudziłam się, kiedy słońce było już wysoko. Spojrzałam na zegarek na ścianie w kształcie sowy. Poderwałam się z łóżka i zbiegłam w piżamie na dół. Nikogo nie było, ale w kuchni na stole leżała kartka od mamy, że pojechali z Petunią na zakupy na cały dzień i że w lodówce mam obiad bo będą późno. Zjadłam moje ukochane płatki z malinami i poszłam na górę. Łazienka i chwila koło szafy i była gotowa do wyjścia. Wzięłam klucze i zamknęłam drzwi. Było zimno. Pobiegłam do naszego miejsca .. naszego to znaczy Seva, Jesa i mojego. Taki opuszczony dom koło rzeki. Zawsze tam się spotykaliśmy. Po kilki minutach byłam na miejscu ale nikogo nie zastałam, więc wróciłam do domu. Nadal było pusto. Posprzątałam u siebie, w kuchni, w łazience, w salonie.. Taki ze mnie maniak był czasem, ale tylko wtedy kiedy się denerwowałam. Potem wzięłam się za książkę. Nie pamiętam już dziś tytułu, ale była o magii.. O wróżce, która zakochała się w wilkołaku. Czytałam, aż zasnęłam, a obudziło mnie dopiero poklepywanie po ramieniu. Tata mnie obudził i zaprosił do salonu. Palił się wtedy kominek, a na zewnątrz było ciemno i padał gęsto śnieg. Na stole leżały torebki z nieznaną mi zawartością i wielki zamknięty kufer. Mama uśmiechnęła się do mnie zachęcająco i skinęła głową, żebym zobaczyła zawartość. Najpierw sprawdziłam zawartość toreb. Mnóstwo ubrań. W wielu kolorach. Moich kolorach. Czyżby dla mnie?
- Mamo, co to?
- Taki nasz prezent. Dla Ciebie.
Petunia unikała mojego wzroku. Siedziała u boku ojca . Byli podobni. Z tym, że on był radosny, a ona albo smutna albo zła.
- Z jakiej okazji ? – zapytałam spokojnie
- Pożegnalnej – szyderczo powiedziała Petunia.
- Przecież nigdzie nie jadę, więc nie musisz być złośliwa Tuśka.- Nie lubiła jak tak do niej mówię. – Mówiłam Ci wczoraj…
- Tak kłamczucho! A ja Ci uwierzyłam
- Spokojnie dziewczynki – tata nas uspokoił – Liluś, właśnie że jedziesz. We wrześniu. Zobacz ten kufer.
Podeszłam do niego z wahaniem, otworzyłam i zamarłam. Mnóstwo książek, piór i tych magicznych rzeczy o których mówili chłopaki. Zauważyłam, że mama płakała i ja też zaczęłam. To była ich decyzja. To było moje nowe życie. Już niedługo miałam być kimś innym. Kimś wyjątkowym. Zyskałam wtedy wiele i wiele straciłam. Siostrę. Była przez te wszystkie miesiące dla mnie złośliwa. Unikała mnie, szydziła, nabuntowała koleżanki ze szkoły i nikt mnie nie lubił. A tak bardzo chciałam, żeby była przy mnie, wtedy kiedy miałyśmy się rozstać. Ona już nie była częścią mojego życia, ale Grace w nim została. Wspierała mnie i wcale nie szydziła. Poszła ze mną do salonu fryzjerskiego w połowie lutego. Wedle obietnicy złożonej sobie, ścięłam włosy. Do ramion. fryzjerka prawie płakała kiedy naciskała nożyczki. A babcia mi potem gratulowała odwagi. Spędzaliśmy czas we 4.. Ja, Grace, Jasper i Severus. Oni nie uczyli się w mojej szkole. Tylko ja, Grace i Tunia. Moja złośliwa siostra, naszej kuzynce też załatwiła przykrość. Nikt się do nas nie zbliżał. Przetrwałyśmy. Rodzina Evans, zawsze przetrwa. Nadeszły wakacje i mama poszła ze mną do Państwa Lawrence. Mama Jaspera otworzyła nam i kiedy usłyszała gdzie chcemy się z nią wybrać wybuchła głośnym serdecznym śmiechem. Zabrała nas do domu i postawiła przed kominkiem. Spodziewałam się, że chce użyć proszku Fiuu o którym mówił Jasper i Sev, ale mama wyglądała na spanikowaną kiedy pani Elisa dała mi pudełko z zielonym proszkiem i kazała rzucić w ogień i wejść.
- Na Pokątną – krzyknęłam i pożarły mnie zielone płomienie.
Chwile potem pojawiła się mama i Pani Lawrence. Nie byłam tu jeszcze. A na mamie widok nie zrobił już wrażenia, bo mówiła, że zabrał ją tu Dumbledore zaraz po moich urodzinach. Wiedziałam, że czas na różdżkę. Spełnienie moich marzeń. Pani Lawrence zaprowadziła mnie pod sklep. Powiedziała do mnie i do mojej mamy, że „tę podróż muszę odbyć sama”. Weszłam. Było cicho i pusto. Sklep wyglądał niemal jak biblioteka, jednak zamiast książek były stosy niewielkich pudełek. Po chwili z głębi sklepy wyłonił się staruszek i bardzo jasnymi oczami i włosami. Uśmiechną się do mnie przyjaźnie. Niepewnie odwzajemniłam uśmiech.
- Do Hogwartu? – zapytał cicho. Przytaknęłam. – Wielu z was mnie ostatnio odwiedza. Pomyślmy.. – rozejrzał się po pomieszczeniu. Chwiejnym krokiem podszedł do jednego ze stosów. – Może tę na początek. 8 i pół cala, jesion i włos z głowy jednorożca. Która ręka ma moc?
- Eee jestem prawo ręczna.- Podał mi ją, jednak nie wiedziałam co z nią zrobić.
– No machnij! – rzekł staruszek. Zgodnie z jego poleceniem zgięłam rękę, jednak nic się nie stało. Zabrał mi różdżkę z ręki i podał nową.
-Jaka to? – zapytałam zaciekawiona
- Głóg i pióro feniksa. Równiutkie 10 cali. Doskonała dla aurorów. – Odnotowałam w głowie, żeby dowiedzieć się kim są aurorzy. Machnęłam i zbiłam wazon. Na odległość. Przerażona spojrzałam na niego. Może nie dla mnie jest różdżka. Zabrał ją i schował do pudełeczka. Zawahał się prze chwilę i podał mi wyjątkowo jasne opakowanie.
- Coś czuję, że to będzie ta. Wierzba, 10 i ¼ cala. Bardzo elegancka, dla eleganckiej czarownicy – skłonił się przede mną.
Gdy tylko wzięłam drewienko do ręki poczułam
przenikające mnie ciepło. Od końców palców przez cało ciało. Taka elektryzująca
moc. Staruszek pokiwał z uznaniem głową i rzekł powoli, że z ta różdżką stanę
się wspaniałą czarownicą i uroki nie będą sprawiać mi kłopotów. Podziękowałam
mu i zapłaciłam pieniędzmi, które pani Lawrence zamieniła z mama. Takimi
magicznymi. Wychodząc ze sklepu pana Ollivandera, gdyż tak nazywał się
staruszek minęłam czarnowłosego chłopaka w moim wieku. Miał ciemnobrązowe oczy
i taki dziwny uśmiech na twarzy. Całkiem ładny – pomyślałam.
Mama przytuliła mnie i razem z panią Elisą poszłyśmy wgłęb ulicy. Stanęłyśmy obok sklepu o nazwie Eeylopa. Panie kazały mi poczekać i weszły. Po około 20 minutach wyszły z dwiema klatkami. W jednej siedział wspaniały rudy kocur w drugiej czarna sowa z białą pręgą na grzbiecie.
- Lila – rzekła pani Elisa – z uwagi, że jesteś dziewczyną wybierz czy chcesz kota czy sowę. Podpowiem, że kotem nie wyślesz listu do rodziców, chociaż w Hogwarcie są sowy, takie szkolne. Kot przypominał mnie zarówno oczami jak i kolorem włosów, natomiast sowy uwielbiałam od dawna.
- Ja bym wolała sowę.. jest przepiękna. Oczywiście kot też, ale za bardzo mnie przypomina i to mnie trochę przeraża. Pani Lawrence dała mi klatkę do rąk.
-No cóż, mój syn od dziś ma kota. Nie wiedziałam co mu dać , więc cieszę się, że mi pomogłaś. Uznaliśmy z mężem że na urodziny damy mu zwierzaka. Ale się sprzeczaliśmy jakiego. Ojciec chciał sowę, bo koty są „niemęskie”. Wygrałam. Idziemy na lody!
Mama przytuliła mnie i razem z panią Elisą poszłyśmy wgłęb ulicy. Stanęłyśmy obok sklepu o nazwie Eeylopa. Panie kazały mi poczekać i weszły. Po około 20 minutach wyszły z dwiema klatkami. W jednej siedział wspaniały rudy kocur w drugiej czarna sowa z białą pręgą na grzbiecie.
- Lila – rzekła pani Elisa – z uwagi, że jesteś dziewczyną wybierz czy chcesz kota czy sowę. Podpowiem, że kotem nie wyślesz listu do rodziców, chociaż w Hogwarcie są sowy, takie szkolne. Kot przypominał mnie zarówno oczami jak i kolorem włosów, natomiast sowy uwielbiałam od dawna.
- Ja bym wolała sowę.. jest przepiękna. Oczywiście kot też, ale za bardzo mnie przypomina i to mnie trochę przeraża. Pani Lawrence dała mi klatkę do rąk.
-No cóż, mój syn od dziś ma kota. Nie wiedziałam co mu dać , więc cieszę się, że mi pomogłaś. Uznaliśmy z mężem że na urodziny damy mu zwierzaka. Ale się sprzeczaliśmy jakiego. Ojciec chciał sowę, bo koty są „niemęskie”. Wygrałam. Idziemy na lody!
Zajrzałyśmy jeszcze do księgarni i kupiłam
Jasperowi fantastyczna książkę o Quidditchu – dyscyplinie sportowej, którą
uwielbiał. Ja w tym nic zabawnego nie widziałam. Miotły, tłuczek, kafel, znicz
i jakieś tyczki. Gadał o tym bez przerwy a mi to nic nie mówiło. Ale trudno,
niech się cieszy. Wróciłam do domu i podarowałam mu tę książkę. Cieszył się.
Pierwszy raz dał mi wtedy całusa w policzek. Słodko.
Całe wakacje spędziłam u dziadków w Irlandii.
Razem z Grace, która pojechała ze mną świetnie się bawiłyśmy. Dziadkowie nas
rozpieszczali i w ogóle. Wróciłam do
domu dokładnie 30 sierpnia. Spanikowana. Bo to już niedługo. Już dziś. Już za
parę godzin. Jestem spakowana i gotowa. Chyba. Słyszę głęboki oddech Petunii.
Żal mi mimo wszystko, że się rozstajemy. Tyle lat bliskie przyjaciółki. Mimo
wszystko ją kocham. I zrobię dla niej wiele.
Postanowiłam już ubrać się. Założyłam moje ulubione spodnie, takie z
przetartymi kolanami i zieloną bluzkę w groszki. Siedziałam na dole i czekałam
na rodziców. Mama zaplotła mi warkocza, już o wiele krótszego, cicho
narzekając, że będzie tęsknić i tak dalej. Nadeszła 10 i samochodem
pojechaliśmy do Londynu. Pół godziny drogi. Zaskakująco szybko znaleźliśmy się
koło dworca. Weszliśmy na niego i
zaczęliśmy szukać przejścia. Barierka o której mówili chłopcy była nieoznaczona.
Bałam się tego. Bałam się w nią uderzyć i rozczarować, że to wszystko było
bajką. Podeszliśmy z moim zapakowanym kufrem i sową którą nazwałam Essa ,
konkretniej Esmeralda ale Essa ładniej brzmi.
Przeszła Petunia, mama. Zostałam z tatą.
- Razem? - zapytał i wyciągną ku mnie dłoń.
Razem. – odpowiedziałam.
Ścisnęłam mocno jego dłoń i z zamkniętymi oczami przeszliśmy razem przez ostatnią barierę, które dzieliła mnie od nowego życia.
- Razem? - zapytał i wyciągną ku mnie dłoń.
Razem. – odpowiedziałam.
Ścisnęłam mocno jego dłoń i z zamkniętymi oczami przeszliśmy razem przez ostatnią barierę, które dzieliła mnie od nowego życia.
~K
Wspaniały rozdział ! Bardzo mi się podoba ! :)
OdpowiedzUsuńJutro doczytam resztę bloga. Zapraszam do sb ;3 http://dominique-roven-weasley.blogspot.com/